czwartek, 30 października 2014

ME - Siła Wiary - odcinek V

SIŁA WIARY
ODCINEK V

Odcinek - Poprzedni - Następny

Dzień przesłuchania komandora Sheparda, 2186, Londyn.

Tom siedział w swoim pokoju na drugim piętrze dwurodzinnego domu. W jego mieszkaniu, które dzielił z babcią, były dwa pokoje, niewielki salon, kuchnia i łazienka. Miejsce nie było czymś, o czym młody Young marzył, kiedy wylatywał na Cytadelę, aby "robić karierę". Był przekonany, że praca z salariańskim Widmem będzie czymś, co wzbogaci jego CV i faktycznie, sam napis "asystent Widma na Cytadeli" wyglądał ładnie na papierze, ale kiedy potencjalni pracodawcy pytali o referencje, Tom bezradnie rozkładał ręce. Widma nie dawały referencji, bo były organizacją działającą niezwykle dyskretnie. Chłopak nie mógł się więc pochwalić ani rozbiciem szajki handlującej czerwonym piaskiem, ani żadną inną akcją, w której miał spory udział. W ten sposób tracił szansę na angaż w wojsku, a nawet w jakichkolwiek formacjach paramilitarnych. Dziwił się jednak, bo stopień szeregowca wystarczył, aby kilku jego kolegów z czasów Doncaster dostało angaż na przeróżnych jednostkach Przymierza. Każde jego podanie do tej organizacji było szybko odrzucane, bez uzasadnienia. Po kilku próbach zaprzestał wysyłania dokumentów Przymierzu. Nie zamierzał błagać o posadę. Po trwającej rok służbie na Cytadeli miał wystarczająco dużo pieniędzy, aby spłacić długi swoich zmarłych rodziców i zagwarantować babci opiekę medyczną w postaci pielęgniarki. Zapas kredytów szybko topniał, a Tom odrzucił propozycję swojego wujka - Franka - który oferował pomoc, mając świadomość, jak ciężko musi być jego bratankowi. Wtedy wciąż liczył na pracę w Przymierzu. Musiał zarabiać, więc zatrudnił się w londyńskiej fabryce mebli, w której pracował już kilka miesięcy.

Czasem do jego głowy wdzierała się myśl o odezwaniu się do Cerberusa, organizacji, z którą zetknął się na Cytadeli. Myślał jednak, że dawno o nim zapomnieli. Śledzili jego postępy, tak jak setek innych ludzi - myślał. Przestał robić postępy, a Cerberus nie odzywał się, więc Tom uważał sprawę za zamkniętą. Po wideo-rozmowie sprzed ponad dwóch lat, otrzymał wizytówkę z namiarem na kilku agentów, ale nie chciał jej wykorzystywać. Nie czuł się tego warty. Słowa nieznajomego szefa Cerberusa - mężczyzny o nienaturalnie niebieskich oczach - mocno na niego działały. "Na ofertę pracy musisz sobie zasłużyć" - tak mniej więcej brzmiało to, co powiedział ten charyzmatyczny człowiek. Young uważał, że nie zasługuje. Jego współpraca z Widmem Bau zakończyła się po roku, gdy salarianin grzecznie mu podziękował i skupił się na jednym zadaniu - poszukiwaniu Kasumi Goto, złodziejki, która spędzała mu sen z powiek.

W tej chwili Young siedział na kanapie i oglądał telewizję wraz ze swoją babcią. Kobieta czekała na program "Sha'ira - największa celebrytka naszych czasów". Program o asari był niezwykle popularny w całej przestrzeni Cytadeli i robił jej wspaniałą reklamę. Tom poprosił babcię, aby przełączyła na informacje. Po chwili narzekania na swojego wnuka i młodych ludzi w ogóle, chwyciła pilota i zmieniła kanał. Szeroko znana Emily Wong relacjonowała wydarzenia sprzed siedziby Przymierza w Vancouver. Był to dzień przesłuchania komandora Sheparda. Za plecami reporterki stał wielki tłum ludzi przedzielonych na dwie grupy kordonem policji. Transparenty obu stron prezentowały zupełnie odmienne, często bardzo skrajne opinie o oskarżonym.
- Witam państwa, tu Emily Wong. Już za pół godziny rozpocznie się przesłuchanie, które elektryzuje opinię publiczną. Przed komisją stanie komandor John Shepard, który oskarżony jest o terroryzm. Z radością informuję, że otrzymaliśmy właśnie informację, że tylko pierwsza godzina przesłuchania będzie zamknięta, a potem wpuszczeni zostaną przedstawiciele mediów. W ostatnich tygodniach obawiano się bowiem, że utajniona zostanie całość.
- No, już, wnusiu. Włączam Sha'irę - powiedziała zniecierpliwiona babcia i, nie czekając na odpowiedź, zmieniła kanał. Chwilę później rozległ się dzwonek u drzwi. Była trzecia po południu, więc Tom wiedział, kto przyszedł. Otworzył drzwi, nawet nie patrząc w wizjer. Młoda brunetka, o piwnych oczach i miłych rysach twarzy, weszła przez próg, lekko się uśmiechając. Tom nie dostrzegł rumieńca na jej twarzy.
- Witam, panie Young - powiedziała, chociaż byli w tym samym wieku, mieli po dwadzieścia lat.

Kate Norris była początkującą pielęgniarką. Na co dzień pracowała w szpitalu miejskim w dzielnicy Chelsea, a pracę u Youngów traktowała dorywczo. Lubiła babcię Toma, ale to on był powodem, dla którego wciąż tu przychodziła i pomagała, mimo że od miesiąca nie dostała od nich żadnych pieniędzy. Kochała się w Tomie, od kiedy go zobaczyła, a miało to miejsce po jego powrocie z Cytadeli. W porównaniu z ich rówieśnikami prezentował się w jej oczach imponująco. Poważny, postawny, dobrze zbudowany, przystojny blondyn o błękitnych oczach i szelmowskim uśmiechu. Nie była na tyle odważna, aby wyznać mu swoje uczucia. Liczyła na to, że sam się zorientuje i kiedyś zaproponuje wspólne wyjście.
- Witaj, Kate. Mówiłem ci, żebyś mówiła mi po imieniu. Opiekujesz się moją babcią już ponad pół roku, a dalej mówisz do mnie per pan - zaśmiał się, na co ona odpowiedziała tym samym, lekko spuszczając głowę.
- Przepraszam, Tom - odrzekła, po czym wychyliła się zza rozmówcy i rzuciła pytanie w stronę starszej kobiety: - No, pani Barbaro. Gotowa na masaż i dzisiejszą dawkę leków?
- Zaraz, zaraz, kochanieńka. Sha'ira właśnie przymierza nową sukienkę. Popatrz tylko, jak pięknie w niej wygląda. - Babcia z wrażenia splotła obie dłonie i westchnęła, przechylając głowę w bok.
- W porządku. Skoro już jesteś, to ja muszę lecieć załatwić coś na mieście - powiedział Tom, zdejmując czerwoną kurtkę z wieszaka i zakładając ją na siebie.
- Idziesz? - powiedziała Kate, chcąc ukryć rozczarowanie. - Myślałam, że masz dziś wolne.
- Tak, mam wolne, ale obiecałem kuzynowi, że zabiorę jego motocykl na umówiony przegląd. Wyjechał za granicę i padło na mnie. To dwie ulice stąd, a sam przegląd nie powinien trwać długo. Mój wujek dba o tę maszynę, więc pewnie uwinę się w ciągu godzinki. Do zobaczenia. Pa! - krzyknął w stronę babci. Wiedział, że ma ona coraz większe problemy ze słuchem. Pomachała mu z uśmiechem, poprawiając dłonią okulary, które zsuwały się jej z nosa.

*

Jason i George szybko zabrali się do roboty. Uczęszczali kiedyś do tej samej szkoły, co Youngowie i grywali wspólnie w piłkę w weekendy. Od ponad dwóch lat pracowali we dwóch w warsztacie ojca Jasona. Teraz sprawdzali stan maszyny Michaela Younga, rozmawiając przy tym z Tomem.
- Jak tam poszukiwanie pracy w Przymierzu, Tom? - spytał poważnie Jason. Było to stałe pytanie każdego znajomego, kiedy spotykał Younga. Całe otoczenie, w którym się obracał, było świadome jego problemów z dostaniem wymarzonej pracy. Wiedzieli, że narasta w nim frustracja i ma problem, by związać koniec z końcem.
- Bez zmian, chłopaki - odpowiedział, opierając się o ścianę warsztatu i krzyżując ręce. - Czasem mam wrażenie, jakby ktoś się na mnie uwziął i palił moje CV, gdziekolwiek bym ich nie wysłał.
- Za to twój kuzyn chyba ma się nieźle, co? - zagadnął George.
- Faktycznie, całkiem nieźle.

Tom pomyślał o Michaelu. Przed obozem w Doncaster, niecałe trzy lata temu, chciał zostać dziennikarzem. Wojna z gethami pokrzyżowała te szyki, ale po powrocie z misji na Księżycu, o której tak nie lubił mówić, wrócił do redakcji "London Daily" i zdobywał kolejne dziennikarskie doświadczenia. Teraz leciał na najważniejsze wydarzenie tygodnia na świecie - przesłuchanie Johna Sheparda - komandora, który przeżył swoją śmierć. Opinia publiczna myślała, że to wielki spisek i tak naprawdę nigdy nie umarł, ale Tom wiedział, jak było naprawdę. Przypomniał sobie swoją wizytę w tajnej bazie Cerberusa, dwa lata temu.

***

11 czerwca, 2184.

Podróż przebiegała spokojnie. Agent Wilson czekał na niego w umówionym doku i teraz lecieli z prędkością światła w nieznanym Youngowi kierunku. Podczas zdawkowej rozmowy okazało się, że Wilson nie jest żadnym agentem operacyjnym, a po prostu lekarzem, który wspomaga projekt Łazarz - bo tak nazywała się cała inicjatywa - swoją wiedzą. Po wyjściu z nadprzestrzeni, oczom Toma ukazała się niewielka stacja kosmiczna. W jego oczach wyglądała na małą, ale porównywał ją z Cytadelą, bo innej stacji już długo nie widział. Po lądowaniu w niewielkim doku wysiedli z promu i Wilson prowadził gościa przez jasno oświetlone korytarze. Wszystko było wręcz sterylnie czyste i zadbane. W bazie roiło się od naukowców, a miejscami dostrzec można było ochroniarzy uzbrojonych niczym piechota morska i patrolujące teren mechy. Na końcu korytarza czekał na nich czarnoskóry, krótko ostrzyżony mężczyzna.
- To on, Wilson? Young? - zapytał mało przyjemnym głosem.
- Tak, Taylor, to on. Wpuść nas, bo nie mamy całego dnia. Chłopak musi wrócić na Cytadelę jeszcze dziś, bo Widmo będzie coś podejrzewać.

Taylor odwrócił się i wystukał na małej klawiaturze czterocyfrowy kod. Pobliskie drzwi otworzyły się i weszli do pomieszczenia przedoperacyjnego, w którym rozlegał się zapach typowy dla tego typu miejsc. Wilson szedł przodem, nagle przystanął, wyciągając do boku prawą dłoń. Young zatrzymał się, uderzając w nią.
- Powiedz szczerze. Wierzysz, że mamy tu żywego Sheparda? - spytał Wilson, odwracając głowę w stronę gościa i uśmiechając się w w chytry sposób.
- Nie wiem... Nie mam czasu na takie dywagacje. Pokaż mi go - odpowiedział Young, lekko zniecierpliwiony.
Wilson wszedł do ciemnego pokoju przed nimi. Jego gość podążył za nim. Po środku sali znajdowała się konsola, którą lekarz uruchomił i nacisnął kilka przycisków. Ściana przed nimi okazała się być szybą, która nagle stała się przeźroczysta. Chwilę trwało, zanim wzrok Toma przystosował się do zmiany oświetlenia. Kiedy zaczął widzieć normalnie, oczy otworzyły mu się szeroko. Na stole operacyjnym leżał...
- Shepard... - powiedział. - On żyje? Wygląda...
- Źle - dokończył lekarz. - Uwierz, że i tak jest znacznie lepiej niż było, kiedy go tu sprowadzono. Gdyby nie szybkie działanie Człowieka Iluzji, to komandor już dawno wąchałby kwiatki od spodu. Pracujemy od kilku miesięcy, ale jeszcze sporo pracy przed nami. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak wielkie środki idą na ten projekt. Tyle kasy... No, nieważne. Widzisz, że nie zostałeś okłamany. Szczerze mówiąc, nie wiem, po co tu w ogóle jesteś, ale nic mi do tego. Widziałeś, co miałeś zobaczyć. Teraz zapraszam do pokoju obok. Śmiało, śmiało - powiedział, zachęcając rozmówcę do wejścia do małego pomieszczenia obok...
- Czekaj. Ile może trwać leczenie? - spytał Tom, dotrzymując mu kroku.
- Co najmniej kilka miesięcy dłużej, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. Jak mówiłem, Cerberus ładuje w ten projekt ilość kredytów, jakiej żaden z nas w życiu nie zobaczy na oczy. Wchodź - powiedział, zatrzymując się przed wejściem do niewielkiej sali. Potem odwrócił się i poszedł w stronę doku.

Asystent Widma wykonał polecenie i wszedł do pomieszczenia. Po chwili ukazał się przed nim holograficzny obraz znajomej już kobiety - Lawson. Young odezwał się pierwszy.
- Widziałem go... On naprawdę żyje... Nie rozumiem, dlaczego Przymierze nic z tym nie zrobiło. Pozwól mi porozmawiać z twoim szefem - poprosił.
Miranda widziała, że Tom był nieco roztrzęsiony. Wszystko szło zgodnie z planem.
- Zaszły pewne zmiany. Człowiek Iluzja nie ma dla ciebie czasu. W zasadzie, ja też go nie mam. Przyjrzeliśmy się bliżej twoim osiągnięciom i z przykrością muszę poinformować, że nie nawiążemy z tobą współpracy.
"Teraz?! Kiedy naprawdę się nad tym zastanawiam?" - pomyślał. Miał mętlik w głowie.
- Ale po co w takim razie... - nie zdążył skończyć, ponieważ Lawson przerwała mu w pół zdania.
- Nie mam ci nic więcej do powiedzenia. Sądzimy, że nasza decyzja o pokazaniu ci komandora była błędem. Wilson odstawi cię na Cytadelę. Żegnam. - Po chwili wizerunek agentki zniknął z oczu Toma.

Nie wiedział, co myśleć. Przyjrzeli się mu bliżej, ale co mogli znaleźć? Przecież historia jego służby jest praktycznie bez skazy. " Może chodziło o nazwanie volusa kurduplem podczas wizyty w klubie Flux" - zastanawiał się, ale Cerberusowi raczej by to nie przeszkadzało, przeciwnie, mogłoby pomóc. Kilka minut później był już na pokładzie promu, którym wraz z Wilsonem wrócił na Cytadelę. Tej nocy leżał w swoim łóżku w Prezydium, nie mogąc zasnąć. Kilka godzin myślał, co się stało. Nie znalazł odpowiedzi.

***

Dzień przesłuchania komandora Sheparda, 2186, Londyn.

Myśli Younga wróciły do teraźniejszości. Do dziś nie rozumiał, co takiego mógł znaleźć Cerberus, ale najwidoczniej coś znalazł. Jason i George wciąż sprawdzali Hondę GP 1410. W radiu leciał nowy utwór popularnej kapeli Expel 10. Tom wyszedł przed warsztat. Na ulicy praktycznie nie było ruchu. Znajdowali się w okolicy centrum Londynu, gdzie większość transportu odbywała się w powietrzu - promami, dokładnie tak, jak pamiętał to z Cytadeli. Teraz również przelatywały w zorganizowany sposób na wysokości około dwustu metrów. Jedyne, co pozostało Youngowi jako pamiątka z czasów pracy z Jondumem Bau, to M77 Paladyn - ciężki pistolet wart ponad sto tysięcy kredytów. W tej chwili była to dla niego fortuna, ale ta broń to jedyna rzecz, której nie chciał się pozbyć za żadne skarby. Przypominała mu czas, kiedy wciąż miał nadzieję na to, że osiągnie coś w życiu. Pistolet był schowany pod jednym z kafelków w jego łazience, razem z jego marzeniami... Ostatnie miesiące sprawiły, że jego stan psychiczny był bliski depresji. Nie widział celu, a co gorsza - pogodził się z tym i popadał w stagnację.

Obok stojącego przed warsztatem Toma przechodziła starsza kobieta z małym pieskiem. Zwierze nagle zdenerwowało się i zaczęło szczekać, kierując głowę ku niebu. Kobieta uspokajała go słownie, następnie mocno ciągnęła za smycz. Nic nie działało, a pies szczekał coraz głośniej i głośniej. Nagle, w oddali, nastąpiła eksplozja, a następnie kolejne. Piesek urwał się swojej pani i pobiegł pędem przed siebie. Właścicielka krzyczała: "Churchill! Churchill! Do nogi, piesku!". Chwilę później spojrzała w górę i zemdlała, bezgłośnie upadając na ziemię. Young widział całe zajście, słyszał eksplozję i chciał pomóc kobiecie, ale nagle usłyszał nieprzyjemny metaliczny dźwięk, dochodzący z nieba. Spojrzał w górę i przeraził się...

*

Budynki w okolicy wybuchały. Widziała to, spoglądając przez okno.
- Pani Barbaro! Proszę odejść od tego okna! To niebezpieczne - krzyczała Kate, zupełnie nie wiedząc, co się dzieje. Chwyciła kobietę za ręce i pomogła wstać, ale nie wiedziała, co zrobić dalej. Spojrzała na swoją podopieczną i powiedziała drżącymi ustami: - Proszę pani. Wszystko będzie dobrze. Odwagi.

Kolejne eksplozje tłukły szyby w mieszkaniu. Z ulicy dobiegały krzyki ludzi, a w autach włączały się auto-alarmy. Między wybuchami słychać było straszliwy dźwięk. Kate nie umiała go przypisać do jakiegokolwiek rodzaju broni, o jakich opowiadali jej marine, których opatrywała podczas wojny z gethami niecałe trzy lata temu. Zaprowadziła staruszkę w kąt pokoju i chwyciła za telefon. Próbowała dzwonić na pogotowie i policję, ale po chwili zorientowała się, że to nie ma sensu. Właśnie dzieje się jakaś apokalipsa i nikt im nie pomoże. Odgłosy wybuchów były coraz głośniejsze. Pomiędzy kolejnymi dwoma, młoda dziewczyna usłyszała ryk motocyklowego silnika. Kilka sekund później przez drzwi wbiegł Tom. Jego czerwona kurtka była pokryta szarym popiołem, tak samo jak ciemne blond włosy. Błyskawicznie dostrzegł dwie kobiety skulone w kącie mieszkania. Biegł w ich stronę, ale minął je bez słowa. Kate dostrzegła, że wszedł do łazienki. Dosłownie sekundę później wrócił, trzymając w ręku pistolet. Po chwili włożył go za pasek i podszedł do babci i Kate. Obie były przerażone. Babcia tylko trzymała się za głowę, a młoda pielęgniarka patrzyła na Toma swymi przerażonymi, piwnymi oczami.

- Co się dzieje? Co to jest, Tom?! - krzyczała, a łzy spływały jej po policzkach. Mężczyzna dostrzegł, że na jej przedramieniu jest rana długości około dziesięciu centymetrów, z której obficie krwawiła. Odłamek szkła ze stłuczonego okna wciąż tkwił w jej ręce. W przypływie adrenaliny nawet tego nie poczuła. Dostrzegła to dopiero, kiedy Young zwrócił na to uwagę. Wtedy poczuła też ból. Przy akompaniamencie kolejnych eksplozji, Tom zerwał ze stołu obrus i urwał kawałek. Możliwie najdelikatniej wyciągnął szkło z przedramienia Kate, a następnie obwiązał jej ranę improwizowanym opatrunkiem. Dziewczyna krzyczała i łkała na przemian. Chciał ją uspokoić, odpowiedzieć co się dzieje, ale nie miał pojęcia, co mówić. No bo skąd on miał wiedzieć, co to jest?! Może to tylko zły sen... Milczał więc dłuższą chwilę. Huki wybuchów były już naprawdę blisko.
- Musimy uciekać! - krzyknął Tom zdecydowanie. To była jedyna rzecz, której był teraz pewny. Uciekać jak najdalej i jak najszybciej. Chwycił babcię pod ramię i wychodził z mieszkania. Kate nie była w stanie stanąć na nogi, była zbyt przerażona.
- Chodź, Kate! Wstawaj! - wydzierał się, będąc już w drzwiach wyjściowych. Dziewczyna nie odpowiedziała. Patrzyła tylko na niego oparta o ścianę, oddychając płytko i niezwykle szybko. Dodał: - Zaraz po ciebie wrócę.

Wyszedł z babcią przed dom. Większość ulicy była w gruzach. Zostawił staruszkę przy czerwonej skrzynce na listy, a sam podbiegł do najbliższego auta i zbił szybę, uderzając łokciem. Pokaleczył się, ale dostał się do środka. Wrócił do babci i podprowadził ją tych kilka metrów. Oparła się o samochód, a on pobiegł w stronę domu. Podczas biegu spojrzał w górę. Zobaczył wielkie... "coś"... Nie umiał tego nazwać. Rzecz była większa niż Destiny Ascencion - flagowy okręt Rady Cytadeli, który miał okazję zwiedzić. To coś właśnie wypuściło czerwoną wiązkę promienia, wydając przy tym ten straszny, metaliczny odgłos. Tom poczuł falę uderzeniową, która odrzuciła go dobre pięć metrów do tyłu. Teraz leżał na plecach oszołomiony, a z uszu leciała mu krew. Wydawało mu się, że stracił słuch. Obrócił się na brzuch i powoli wstawał. Przed sobą zobaczył zgliszcza domu.
- Kate! Kate! - wydawało mu się, że krzyczał, ale jedynym dźwiękiem, jaki miał w uszach, było nieustanne dudnienie. Miał wrażenie, że słyszy własne serce.

Stanął na nogach, chwiejąc się. Dotykał obiema dłońmi swego ciała, sprawdzając, czy nie odniósł poważnych obrażeń. W tej chwili mogłoby mu urwać rękę, a on by tego nie poczuł. Major Burgess tłumaczył im na jednym z wykładów, że tak działa adrenalina. Podbiegł do ruin swojego domu, wszedł przez główne drzwi, ale dalej nie mógł. Gruz zawalał przejście. Oparł się o framugę, oddychając głęboko i dłubiąc w uszach, by upewnić się, że są na swoim miejscu. Wtedy ją zobaczył. Kate leżała przysypana gruzem, a jej głowa i zranione ramie wystawały spod fragmentów zburzonej ściany. Jej piwne oczy były wlepione w Younga. Tom przyklęknął i zbadał jej puls. Dziewczyna nie żyła. Była już w wejściu, pokonała strach i szła do niego, ale nie dała rady. "Powinienem był ją przekonać, zmusić, do jasnej cholery" - myślał w rozpaczy.

Co kilka chwil czuł drżenie, jakby trzęsienie ziemi. Odwrócił się, niczego nie słyszał, ale nic się nie zmieniło. Wszędzie wokoło widział unoszące się kłęby dymu, płomienie i czerwony laser uderzający w różne budynki, które pod wpływem tych ciosów rozpadały się jak domki z kart. Wrócił biegiem do swojej babci, mając nadzieje, że żyła. Okazało się, że siedziała już w aucie, ale Tom kazał jej wyjść i wsiadać na motocykl. Wiedział, że maszyna jego kuzyna to prawdziwa bestia i nic szybszego w tym zamieszaniu nie znajdą. Babcia kiwała głową przecząco i cały czas coś powtarzała, ale Young nic nie rozumiał. Skupił się, próbując czytać z ruchu warg. Mówiła coś, jakby: "swędzi mnie ogniem na ten mikrocykl" albo "jedźmy za ogniem i w ten mikroczip". Po chwili zrozumiał - "w życiu nie wsiądę na ten motocykl". Zdecydowanym ruchem wskoczył na maszynę i obejrzał się za siebie z miną, jakby w razie sprzeciwu sam miał wyciągnąć pistolet i zastrzelić staruszkę. Zrozumiała to spojrzenie i posłusznie wsiadła za wnuka, silnie chwytając go w pół.

Jechał jak najszybciej mógł. Ulice były zatarasowane szczątkami domów, samochodów... i martwymi ludźmi... Ci, którzy wciąż żyli, biegali w panice we wszystkie strony. Największe budynki Londynu rozpadały się i wyglądały jak wielkie domino, osuwając się na wieżowce obok. Cieszył się, że nie zdecydował się na auto, bo nie przejechałby przez gruzy. Kierował się na północ, w stronę granicy miasta. Zasięg wzrokowy wynosił maksymalnie pięćdziesiąt metrów. Wszędzie zalegały chmury dymu wymieszane ze wszystkim, z czego zbudowano Londyn, ale mimo tego, nie zwalniał poniżej pięćdziesięciu mil na godzinę. Tom wciąż nic nie słyszał, ale wiedział, że ten armagedon dalej trwa, ponieważ co chwilę czuł drżenie. "Co to za cholerne cholerstwo?!" - myślał o rzeczy, którą widział i która zabiła Kate.

W końcu dojechał do miejsca, w którym musiał podjąć decyzję, co dalej. Prosto, w stronę miasta Stavenage albo w lewo. Wybrał drugą opcję i ruszył w stronę farmy swojego wujka.

*

Po szalonej jeździe wąską, polną drogą Tom wreszcie dotarł w okolice farmy swoich krewnych. Pośrodku największego pola swojego wujka zobaczył stojący traktor. Maszyna była pusta, więc jechał dalej. Po pięciu kolejnych minutach dojechał na miejsce. Na werandzie swojego domu stał Frank Young - wuj Toma. W rękach trzymał strzelbę, a wzrok skierowany miał w stronę płonącego Londynu i wielkich statków - bo tak o nich myślał - które nawet z odległości tych około dziesięciu mil wyglądały na gigantyczne. Dość powiedzieć, że większe z tych statków przerastały budynek "London Daily" - gazety, w której pracował Michael. Frank zszedł z werandy od razu, gdy usłyszał odgłos motocyklowego silnika. Odstawił strzelbę na ziemię i pomógł swojej cioci wejść do domu. Rzucił jakieś zdanie w stronę bratanka, nawet nie patrząc na niego. Tom oczywiście nie dosłyszał. Minutę później Frank wrócił.
- W sosie ten, do cholery, wiezie? - Tom denerwował się coraz bardziej. Nie mógł zrozumieć, co się do niego mówi.
- No, odpowiedz! Co się tam, do cholery, dzieje! - krzyknął stary Young. Dopiero teraz dostrzegł okrzepłą już krew po obu stronach twarzy Toma. Zobaczył też okaleczony łokieć i kilogramy popiołu, które na sobie nosił.
Wprowadził go do domu i pokierował do piwnicy, w której siedzieli już babcia, Sara i mała Emily. Wszyscy byli przerażeni, ale po zobaczeniu kuzyna pięciolatka zaczęła płakać. Babcia przytuliła ją, a Sara podeszła i zaczęła opatrywać rany.
Po upływie godziny Tom był już w stanie zrozumieć, co się do niego mówi. Wciąż byli w piwnicy, a Frank zastanawiał się z Sarą, co dalej.
- Boże, ocal nas... Londyn jest jedną, wielką ruiną! - krzyczała Sara przerażonym głosem. - Do nas tez dotrą, ktokolwiek to jest.
- Ale gdzie uciekać? Przecież widzisz, jak to coś wygląda. Przed tym nie ma ucieczki - odrzekł jej mąż, chwytając się za głowę i zaciskając wargi.

Tom starał się słuchać uważnie tej wymiany zdań. Opierał się plecami o ścianę, siedząc na ziemi. Było mu niewygodnie. Pomyślał, że tylko idiocie byłoby niewygodnie w takiej chwili. Kate zginęła, wszyscy jego znajomi, przyjaciele z pewnością teraz uciekali w panice i umierali na ulicach miasta, a jemu było niewygodnie. "Co za nonsens" - pomyślał. Sięgnął ręką w okolice lewego pośladka. Powodem niewygody był portfel, który wystawał mu z tylnej kieszeni. Wyciągnął go i upuścił na podłogę. Ze środka wysunęła się żółto-biała wizytówka.

-----------------------------
Jak się podoba kolejny odcinek? Akcja trzyma się kupy? Jakieś uwagi? ;) zapraszam do wypowiedzi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz