czwartek, 28 listopada 2013

TES "Taki los" - odcinek IV

THE ELDER SCROLLS
"TAKI LOS"


Odcinek - Poprzedni - Następny


ODCINEK IV
ZBROJA

Miłość

Czym jest miłość? Czymże jest to uczucie, które od setek, a nawet tysięcy lat towarzyszy nam, od kiedy tylko nas dopadnie, aż do momentu, w którym wyzioniemy ducha. Nie słabnie, nie znika, nie rozpływa się, bo nie mowa tu o miłości chwilowej, zwanej zauroczeniem, bądź namiętnością, których na świecie jest aż zbyt wiele. Miłość, o której mowa, jest połączeniem obu, a zarazem czymś zupełnie innym, wielokrotnie większym. Jest czymś, co od wielu wieków nieudolnie próbują opisywać poeci, bardowie, pisarze, a nawet podlotki, kreśląc miłosne wyznania na miejskich murach, bądź wycinając je na drzewach. Nie mowa tu także o uczuciu odwzajemnionym, bo wzajemność wcale nie jest jej warunkiem. Ona po prostu następuje, dzieje się i trwa w naszych sercach, aż do ostatniego uderzenia, do ostatniego tchu. Nieprawdą jest, choć wielu mówi inaczej, jakoby każdy jej doświadczał, jakoby przeznaczone każdemu było jedną taką w życiu mieć. Wielu żyło i umarło bez poznania jej smaku. I chociaż wiemy, dlaczego świecą gwiazdy, czemu pada deszcz, a nawet potrafiliśmy okiełznać coś, co wydawało się nie do okiełznania, czyli magię, to nikt nie wie, dlaczego miłość, ta prawdziwa, wielka, niektórych spotyka, a innych pomija. Nie wiemy, czy ma własną wolę, czy coś nią kieruje. Po prostu nadchodzi, rozgaszcza się w sercu i sprawia, że ma ono po co bić. Mowa o czymś bezwarunkowym, o chęci poświęcenia się dla drugiej osoby, o pragnieniu sprawiania, by uśmiech nigdy nie znikał z umiłowanej twarzy, nawet kiedy siwe włosy zabarwią skronie, a twarz przyozdobią oznaki starości.

Tak jest, tak było i będzie i nie nam, maluczkim, rozstrzygać takie sprawy. Obawiam się, że i wszechmocni Bogowie, w których istnienie wierzymy, nie znają prawdziwej natury tego uczucia, tego żywiołu, którego zrozumieć nie sposób i jeśli tylko nas dopadnie, to już nie puści i będzie ofiarę swą w niewoli trzymać na wieki. A ofiara nie chce, żeby oprawca okazał łaskę, bo owa niewola jest słodsza niźli świeże owoce, niż namiętny pocałunek młodej dziewczyny, niż wszystkie inne rzeczy sprawiające cielesną rozkosz. Bo mowa tu o czymś, co jest rozkoszą nie tylko cielesną, ale i zmysłową, co sprawia, że czujemy lekki ucisk brzucha, dłonie pocą się, a usta drżą z emocji. To coś, co sprawia, że cierpimy codziennie, kiedy ukochanej osoby przy nas nie ma, a czasem przeżywamy katusze również, kiedy ona jest. Uczucie to, niby tak ulotne niczym motyl unoszony na wietrze, jak życie nowonarodzonego dziecka, a zarazem trwalsze niż granice państw, niż pory roku, niż kamienne mury największych twierdz.

Tak, o tym właśnie mowa i jeśli w swoim życiu spotkacie to uczucie, jeśli ono was doścignie i otuli swą przesłodką radością i goryczą bólu, to Bogowie jedni wiedzą, czy winniście się cieszyć, czy płakać. A może jedno i drugie, bo ja nie wiem. Słowa to słowa, miłość to... cała reszta.

Fragment z: Ri'Baadar al'kefir an'Ulmin nasto'Goor, Podróże po Skyrim, przemyślenia.


I



Dziś

Wyszedł na taras w mieszkaniu na piętrze gospody. Okolica była już spokojna, ale wciąż widać było grupy pijanych ludzi radośnie zataczających się po wąskich uliczkach Laanterii. Z kierunku wschodniego powoli podnosiło się słońce, jakby wyłaniając się z mroku ciemnego oceanu i czyniąc świat piękniejszym. Ściany pięknie wymalowanych kamienic - obficie wystrojonych kwiatami, szarfami oraz barwnymi flagami - stawały się wręcz dziełem sztuki pod wpływem promieni słonecznych. Elf stał na tarasie w czarnej, gładkiej i niezwykle lekkiej koszuli. Nie żałował jej zakupu. Wydawało mu się, że nie waży ona więcej niż jedwabny błękitny szal, który zapamięta do końca życia - był tego pewien. Szerokie drzwi na taras, w tej chwili rozwarte do granic możliwości, sprawiały, że chłód nocy wdzierał się do środka, unosząc delikatnie wspomnianą część damskiej garderoby. Podmuch wiatru wyciągnął ją z pomieszczenia i unosił w stronę miejskiego rynku, ale elf zdołał chwycić szal. Przyłożył go do nozdrzy i delikatnie pociągnął nosem. Ta woń przypominała mu zapach świeżutkiej rosy, dokładnie taki, który pamiętał z Woodmer. Wiedział, że teraz będzie też przypominać ją. Odwrócił się, spojrzał w głąb pomieszczenia, w które powoli wdzierało się słońce, jakby nieśmiało, będąc pod wrażeniem istoty, która leżała na dużym łóżku obłożonym bordową pościelą. Zobaczył ją, bezbronną, niewinną, piękną, niezwykle zmysłową. Uśmiechnął się, kiedy zalotnie uniosła powieki, sugerując mu jednocześnie dłonią powrót do łóżka. Zanim przymknął drzwi tarasu, poprawił zasłony, szczelnie zamykając całe pomieszczenie dla promieni słonecznych. Chciał ją mieć tylko dla siebie. Jeszcze tylko kilka godzin.


II



Dzień wcześniej

Podróż na północ trwała już dwa dni. Po wspólnej uczcie noc przed wyjazdem z Septimii członkowie karawany zdawali się weselsi, a przede wszystkim rozmowniejsi niż wcześniej. Endoriil poczuł rozluźnienie z powodu coraz większej odległości dzielącej go od Altmerów, Ri' Baadar, z racji nie spotkania żadnego patrolu cesarskiego na bocznych drogach, był spokojniejszy o swój tajemniczy ładunek. Adan i Wesley okazali się gadułami, pierwszy mówił przede wszystkim o młodych i kształtnych niewiastach, drugi wolał wspominać smak świetnie przyrządzonego przez Ri jeleniego mięsa. Ich ojciec - Siwy - nie miał już oporów przed rozmową z elfem, który zdobył sobie jego zaufanie pamiętnym polowaniem. Endoriil poczuł się częścią grupy na tyle, że opowiedział im swoją historię, zdradę Halena i brak pomysłu na przyszłość. Towarzysze kiwali głowami, próbując znaleźć jakąś radę, bezskutecznie, ale zdawało im się, że elf po prostu potrzebował wyrzucić to wszystko z siebie. Potem rozchmurzył się i zaczął się wypytywać o kierunek jazdy.

- Zbliżamy się do Laanterii - odpowiadał mu Wesley. Adan uśmiechnął się od ucha do ucha na dźwięk tej nazwy. Endoriil dostrzegł to. 
- Adan - pytał - skąd ten uśmiech? Jest tam coś godnego uwagi?
- Oj, Endoriilku, rzekłbym, że nie ma absolutnie nic - odpowiadał rozradowany blondyn - ale nasz fart polega na tym, że właśnie dziś wieczorem jest tam wielkie święto, chyba na cześć jakiegoś bóstwa. Zabawa będzie, winko, damskie wdzięki na wyciągnięcie ręki. Powinniśmy dotrzeć, zanim wszystko się zacznie. Byłem tam dwa lata temu, jak ten festyn był. Połowy nie pamiętam...
- Boś się spił niemożebnie - przerwał mu ojciec, śmiejąc się.
- No tak - Adan kontynuował - ale powiem ci, elfie, że i rok temu tam byłem, ale w czasie innym. Nie do poznania, przysięgam. Brzydka, szara, zabita dechami dziura, nie lepsza od Septimii. Ale teraz... Oj, będzie zabawa, mówię wam.

Endoriil uśmiechnął się. Powożący pierwszy wóz Ri' Baadar od dwóch dni co kilka chwil dotykał swojego lewego górnego kła, który chybotał się na wszystkie strony, ale wciąż uparcie trzymał się szczęki. Być może z tego właśnie powodu Khajiit wydawał się najmniej radosny z całej grupy. Co jakiś czas wyciągał swój poszarpany notatnik i spisywał kilka wersów.
- Co opisujesz, Ryba? - pytał Wesley.
- Ach, przemyślenia jego. Nic to wielkiego, ale pisać trzeba, by umiejętności tej cennej nie tracić.
- Szefie - do rozmowy przyłączył się Adan - ale szefa nikt nie rozumie poza nami chyba na tym świecie. Elf coś zaczyna kumać także, ale mało kto poza nami wie, o co szefowi chodzi. Ta cała - podrapał się po głowie, myśląc - trzecia... Tak, trzecia osoba, to każdemu, co czytać potrafi, w głowach pomiesza przecie.
- Ty się nie martw o to, Adanie - uspokajał go Ri. - On pisze w sposób uniwersalny, przestrzegając norm języka, w którym dzieło tworzy. Pierwsza osoba tam używana jest.
Wszyscy się zdziwili i popatrzyli na szefa. Skoro potrafi pisać bezbłędnie, to dlaczego nie chce tak mówić? Ri' Baadar odpowiedział, nie czekając na pytanie:
- Przyzwyczajenie chyba. Naturalnie on tak mówi od lat wielu. Zmieniać nie ma ochoty, bo nie widzi sensu w tym.
- Co oni w ogóle świętują? - Endoriil zmienił temat.
- A kij wie - zdziwił się Adan. - Ważne, że pobawić się można. Tych świąt i tak nikt by nie spamiętał.

Po upłynięciu kolejnej godziny przekonali się, że Adan mówił prawdę. Słońce na bezchmurnym niebie sprawiało, że błotna Septimia przegrała z Laanterią w przedbiegach. Niewielkie, ładnie odmalowane kamieniczki wyglądały imponująco. Były przyozdobione w sposób niezwykle obfity. Już na przedmieściach, kiedy mijali chłopskie chaty, widzieli ich mieszkańców, którzy przystrajali swoje na pierwszy rzut oka brzydkie chałupy w taki sposób, że niejeden bogacz z innych rejonów kraju poczułby nutkę zazdrości. Gdy wjeżdżali w głąb miasta, zatrzymało ich dwóch strażników miejskich. Obok stał mężczyzna w brązowej szacie z kapturem. Przyglądał się, opierając o ścianę kamienicy i spożywając jabłko.

- Witamy, panowie podróżnicy - mówił jeden ze stróżów prawa, młody z delikatnym wąsem i nierówno przystrzyżonymi włosami, które wyglądały jak porozrzucane siano, takiej też były barwy. - Wozy musicie zostawić tutaj, przy innych. Tłumy na rynek walą, jak to zawsze w nasze święto bywa. Dalej tylko na nogach własnych przejdziecie. Życzymy miłej zabawy.
Gdy strażnicy się oddalili, Ri podszedł do nieznajomego w brązowej szacie i wcisnął mu w dłoń zwitek papieru, jakby jakąś wiadomość. Reszta nie pytała - i tak by nie powiedział. Podróżnicy usłuchali polecenia i zostawili wozy w miejscu, gdzie stało już kilkadziesiąt podobnych. Tuż przed zejściem na ziemię, Ri' Baadar odezwał się do wszystkich:
- Słuchajcie go, bo ma coś do powiedzenia - zaczął, wyjmując z kieszeni swojej wyblakłej fioletowej szaty trzy sakiewki i rzucając je Adanowi, Wesleyowi i Siwemu. - Do tej pory droga dobrze idzie nam. Przed czasem nawet trochę jesteśmy, więc poswawolić trochę można. Macie to na wydatki drobne. Nie sprawcie tylko, by go ciągali po posterunkach straży, jak to się już zdarzyło. Kłów mu brakować zaczyna...

Najemnicy poczęli się cicho śmiać i bezzwłocznie ruszyli w stronę rynku. Endoriil został przy Ri. Sakiewki nie dostał, bo nie był w planach na tę podróż. Zastanawiał się, co ma robić z tym wolnym czasem, ale towarzysz rozwiał te myśli.
- Przejdź się z nim, elfie - powiedział Ri, zwinnym kocim ruchem zeskakując z wozu. W ręku miał niewielki worek, który schował pod szatą. Ruszył wąską uliczką. - Sztylet weź, lub ten topór mały. Nie pytaj go jeszcze po co.
- Jak mam nie pytać? - Endoriil zmarszczył brwi, szybko chwycił za topór i wsunął go sobie za pasek, doganiając towarzysza. - Mordować mamy? Wyjaśnij, cokolwiek.
- Hmm - Khajiit popatrzył na Bosmera. - Dobrze. On powie co nieco. Od początku trasa przechodzić miała przez to miasto. Pośrednik pracuje tu, który może cenę podać i rynek zbytu na towar, który on posiada.

Endoriil poczuł się wyróżniony. Ri zaufał mu na tyle, żeby wtajemniczyć go w w swój tajemniczy biznes. Miał nadzieję, że został wybrany nie tylko ze względu na to, że najlepiej posługuje się bronią. Resztę drogi przeszli w milczeniu. Ku zdziwieniu elfa wyszli z miasta i szli brzegiem rzeki około piętnastu minut. Tam znaleźli niepozorny dom, wyglądający na opuszczony. Ri' Baadar podszedł do drzwi, rozejrzał się. Wokoło nikogo nie było - tak jak myślał. Czas świąt, jakichkolwiek, to idealny moment na przeprowadzanie interesów, szczególnie tych szemranych i nielegalnych. Endoriil instynktownie sięgnął dłonią za pasek i delikatnie poruszał palcami po broni, którą ze sobą zabrał. Po kilku sekundach drzwi otworzyły się, mimo że Ri nie zdążył zapukać, a wnętrze domu stało przed nimi otworem. Weszli nieśmiało. Kiedy byli już na środku ciemnego pomieszczenia, nagle zapłonęły cztery pochodnie umieszczone w rogach domostwa. Zdezorientowani przybysze rozglądali się zaniepokojeni. Zdziwili się jeszcze mocniej, kiedy dosłownie metr przed nimi zmaterializowało się biurko, przy którym siedział szarmancki mężczyzna w eleganckiej szacie. Czarny strój, wyszywany od szyi do pasa złotymi guzikami. Włosy miał króciutkie, czarne, a pod nosem widniał dbale przystrzyżony wąs. Człowiek siedział na krześle, opierając łokcie o powierzchnię biurkowego drewna. Endoriil zacisnął dłoń na toporze. Obcy oparł podbródek na złączonych dłoniach i zaczął rozmowę:

- Kocie, mógłbyś uspokoić swojego kolegę - spojrzał w stronę dłoni elfa - bo gotów zabić, zanim w ogóle się odezwę.
Ri spojrzał na towarzysza i skinieniem głowy nakazał usłuchanie polecenia. Kiedy ten odsunął rękę od topora, Khajiit wysunął zza szaty worek i bez zwłoki wysypał zawartość na biurko.
- Oj, Ri' Baadar - powiedział dziwnym tonem elegant, zaśmiał się dziwnie, ale spoważniał, gdy tylko zobaczył, co przywiózł jego gość. - Co tak bez grzecznościowych form? Lubię je, szczególnie w twoim wykonaniu.
- On w interesach przyszedł tu, Octaviusie. Od lat paru odwiedza cię on i wierzy, że ty nie spróbujesz oszukać go. Oczy świecą ci się. On szuka miejsc, gdzie dostanie za to pieniądze największe. Piętnaście procent proponuje ci, gdy tylko sprzeda to.

Endoriil zdziwił się. Na biurku leżały fragmenty czarnego kamienia, ładnego, fakt, ale nie widział w nich niczego nadzwyczajnego, poza tym, że ładnie odbijały światło bijące od pochodni. Po reakcji Octaviusa widział jednak, że dawno nie miał w zasięgu ręki tak cennego towaru. Pośrednik oparł się o wygodne krzesło i myślał, próbując sprawiać wrażenie niewzruszonego.
- Powie on mi - Ri' Baadar spytał z czystej ciekawości - dlaczego straszył Khajiita i jego przyjaciela? Magiczne sztuczki jakieś, on nie lubi tego. Ostatnio normalnie interes był, bez rzeczy takich.
- Ach, to - odrzekł Octavius niedbale. - To tylko takie błyskotki. W mieście pojawiła się czarodziejka jakaś. Na festiwal przyjechała chyba. Jakem usłyszał, to posłałem po nią, co by mi nieco unowocześniła działalność. I mam tych parę bajerów. Dobra jest dziewucha w iluzji, przyznaję, ale w innych rzeczach chyba jeszcze lepsza - zaśmiał się obrzydliwie, oblizując wargi. - Nie próbowałem jednak skosztować jej innych zalet, całkiem ponętnych, bo w żabę jaką by mnie zamieniła, a może i co gorszego. Nigdy nie wiadomo, co czarodziejkom do głowy przyjść może, prawda? Ile tego masz?

Jego goście nie zdecydowali się odpowiedzieć na pierwsze pytanie, na drugie Ri' Baadar odrzekł:
- Worków cztery, większych niż ten.
- Czterdzieści procent dla mnie. Musisz wziąć pod uwagę, że raz, towar zakazany. Dwa, w Cesarstwie nikt ci tego nie kupi, za granicą szukać trzeba, najlepiej Hammerfell, Skyrim. Dlatego procent czterdzieści.
- Octaviusie. On do ciebie przyszedł, bo ci ufa. Że towar zakazany, dlatego procent piętnaście, a nie dziesięć. To, że na północ iść trzeba to on wie i tam właśnie zmierza. Po znajomości starej on dwadzieścia procent da. Jeśli kupca mu znajdziesz.
- Jeśli uda ci się to sprzedać, to będziesz ustawiony do końca życia. - Octavius podrapał się po nosie, nie spuszczając wzroku z Ri.
- On kupi w końcu nową szatę, przyda się mu.
- Szatę? - pośrednik zirytował się. - Za to, co dostaniesz, kupisz sobie tron w jakimś niewielkim państewku. Trzydzieści procent. Moje ostatnie słowo, beze mnie nie znajdziesz kupców, wiesz o tym.
- A jednak on spróbuje - Ri odrzekł i podniósł się, kierując kroki w stronę drzwi wyjściowych. Endoriil pozbierał pośpiesznie kamienie do worka i podążył za nim. - Za rozmowę dzięki, Octaviusie. Do zobaczenia następnym razem.

Kiedy drzwi się zamknęły, pośrednik uderzył pięścią w stół i wyszeptał przez zęby:
- Do zobaczenia, kocie. I to szybciej, niż ci się zdaje.


III



Endoriil nie był pewien, czy powinni się rozdzielać. Miał wrażenie, że Octavius poczuł się urażony i może chcieć się odegrać na Ri, ale ten uspokajał towarzysza, że mają spokój, przynajmniej do jutra. 
- Idź zabawić się i ty - powiedział Ri' Baadar i wyciągnął z kieszeni swej szaty niewielką sakiewkę z monetami. - Zasłużyłeś. Jak zobaczył ciebie, stracił chęci na naciskanie. Wieczorem w karczmie na rynku się widzimy, dobrze? Do tego czasu rób, na co masz ochotę, a i on zrobi podobnie. 

Ri odszedł w bliżej nieokreśloną stronę, a Endoriil miał czas, by rozejrzeć się po mieście. Była piąta po południu, zbliżał się wieczór, ale zabawa już trwała w najlepsze. Laanteria składała się z wąskich, brukowanych uliczek, przez które przesuwały się dziesiątki ludzi. Wszyscy zmierzali w stronę rynku, na którym miały być główne atrakcje. Endoriil dostrzegał mnóstwo przepychu. Ubiory kobiet były imponujące, ozdoby, o których istnieniu elf nie miał pojęcia lśniły w dekoltach pięknych dam, były wpięte w ich włosy i błyszczały odbitym słonecznym blaskiem. Radośnie biegające dzieci co chwilę trącały podróżnika, który czuł, że w całym tym towarzystwie wygląda jak obdarciuch, mając na sobie ledwie swoje znoszone spodnie z jeleniej skóry i sznurowaną pod szyją szarą koszulę. Wielobarwny tłum zaciągnął go na sam rynek, gdzie Endoriilowi trudno było ogarnąć mnogość wydarzeń, które widział. W jednym rogu stał człowiek ubrany w niezwykle kolorowe szaty, nic nie mówił, uśmiechał się tylko w dziwaczny sposób, tańczył skakał i... pluł ogniem. Elf nigdy nie widział czegoś takiego; najpierw się przestraszył, ale okoliczni ludzie byli zachwyceni, a i skaczący wokoło nich dziwak uśmiechał się mocniej, słysząc dźwięk monet spadających do ustawionego na ziemi kapelusza. Po drugiej stronie rynku była ustawiona mała scena, na tyle malutka, że aktorzy się na niej nie mieścili. Grały za to ich dłonie, które przystrojone były w małe bajeczne kostiumki. Scenę, w której dzielny rycerz ratował księżniczkę z paszczy smoka, oglądały dziesiątki dzieci siedzących na ziemi i autentycznie bojących się o los szmacianych laleczek. Urzeczony Endoriil usiadł obok szkrabów i sam zaczął obawiać się o los czarnowłosej piękności. Przedstawienie obejrzał do końca i bardzo cieszył się, że skończyło się dobrze. Żałował, że w prawdziwym życiu często bywa inaczej.

Chwilę potem nad kamienicami, z których znikały już ostatnie promienie słońca, pojawiły się sztuczne ognie i fajerwerki. Barwne iskry osiągały różne kształty i wysokość. Elf widział niedźwiedzia i wilka, dostrzegł też smoka. Wszyscy widzowie otwierali szeroko buzie i z zachwytem podziwiali dzieło sztuki. Endoriil przypadkiem spojrzał w lewo i... zobaczył ją. Drobna blondynka w bordowej sukni do ziemi. Kreacja odsłaniała jej ramiona, piękne ramiona, którymi wymachiwała teraz powoli. Zrozumiał, że to ona jest autorką wspaniałego widowiska na niebie nad Laanterią. Jedyną magią, jaką widział do tej chwili, były czary ściśle związane z lasem. Oswojenie zwierząt, krótkotrwałe zauraczanie ich, czasem leczenie rannych myśliwych przez druidów, ale nigdy czegoś takiego. Czarodziejka z włosami do ramion miała zamknięte oczy, delikatnie machała głową w rytm ruchów swych dłoni. Wyglądała, jakby słuchała muzyki. W końcu przestała, ostatnie fajerwerki zaczęły opadać i tracić swe magiczne właściwości. Wzięła głęboki wdech, otworzyła oczy i dostrzegła przyglądającego się jej elfa. Podczas burzy oklasków, które słyszała za swój pokaz, przeszła tuż obok niego. Myślał, że zaraz się do niego odezwie, nie wiedział, co miałby odrzec, był zauroczony. Czuł ścisk w brzuchu i suchotę w ustach, kiedy spojrzała na niego swymi błękitnymi oczami, czuł, że chciałby w nich utonąć, już, natychmiast! Na jej zgrabnej szyi w mgnieniu oka zmaterializował się szal koloru tego samego, co jej oczy. Nie zatrzymała się przy nim. Przeszła obok, wchodząc do dużej gospody, w której już świętowano, co wyraźnie było słychać nawet z pozycji Endoriila. 

Teraz oddychał głęboko, czując, jak trącali go inni ludzie, również podążający do wnętrza gospody. Rynek był niemal wyludniony. Wszyscy weszli do środka wielkiego budynku. Kątem oka dostrzegł tylko młodego mężczyznę z ciemnym zarostem i równie ciemnym ubraniem. Przy ozdobionym ćwiekami pasie dzierżył on krótki miecz. W przeciwieństwie do innych, nie wszedł do karczmy. Wyglądał, jakby na coś, lub na kogoś czekał. Roztargniony Endoriil usiadł na ławce przed gospodą i nie mógł przestać myśleć o ślicznej czarodziejce sprzed chwili. Chciał ją poznać, ale nie miał pojęcia, co mówić. Poza tym, miał świadomość, że jego ubiór musiałby wywołać śmiech tak wytwornej młodej damy. Postanowił jak najszybciej to zmienić. Wstał z ławy i podszedł do jedynej osoby, która stała na placu.

- Proszę wybaczyć - zagadał. - Krawca jakiegoś w okolicy znajdę? Albo miejsce, gdzie ubranie jakieś ładne kupić można?
Młody mężczyzna autentycznie zdziwił się pytaniem, grymas na jego twarzy był trudny do rozszyfrowania.
- Krawca? - odparł powoli. - Tam, gdzie wozy zatrzymywała straż, jakieś warsztaty widziałem.
- Dzięki wielkie - Endoriil uśmiechnął się. - Miłego świętowania. Można w ogóle spytać, co świętujecie? Bo do tej pory nie wiem.
- Ja nie wiem. - Mężczyzna rozglądał się po pustym rynku. - Przyjezdny jestem.
Bosmer nie kontynuował tematu. Poszedł czym prędzej do wskazanego miejsca i faktycznie znalazł stoisko krawca. Ten pakował się już do mieszkania obok, chcąc zdążyć na popijawę w gospodzie, ale na widok klienta zatrzymał pakowanie.
- Ach, klient, klient. Słucham pana - zaczął, ale dostrzegł ubiór elfa i skrzywił się delikatnie. Momentalnie zobaczył też broń za paskiem. - W czym mogę pomóc?
- Ubrania potrzebuję eleganckiego.

Krawiec uśmiechnął się radośnie. Przez moment wydawało mu się, że elf spróbuje go obrabować. W tym przekonaniu upewniał go topór za paskiem klienta. W ostatnim czasie, po rzezi w Valenwood, drogi zostały zalane bosmerskimi uchodźcami. Wielu z nich, nie mając żadnych perspektyw na pracę, zostawało rozbójnikami i terroryzowało okolicę, nie raz zachodząc za skórę mieszkańcom tego miasta. Po otrzymaniu większości z zawartości sakiewki klienta, człowiek wyciągnął z jednej z zamkniętych już szaf cienką czarną koszulę, prostą w projekcie, ale niepozbawioną ozdób. Cieniutkie złote nitki zdobiły końce obu rękawów, tworząc na nim wzory o bliżej nieokreślonym kształcie. Elf kupił jeszcze spodnie z podobnego, nieznanego mu materiału i chciał już wychodzić, ale sprzedawca zatrzymał go.
- Dziewczyna? - powiedział z uśmiechem.
Elf kiwnął głową twierdząco.
- Hmm - mężczyzna zamyślił się. - A co mi tam. Idź na zaplecze, wanienka tam jest nieduża, rzadkość takie coś posiadać, uwierz. Dobry człowiek jestem i na miłość i szczęśliwość patrzeć lubię, a widzi mi się, żeś zakochany. Umyj się w tej wanience, bo brud masz i na twarzy i na rękach. Wszędzie pewno. 

Po szybkim wyszorowaniu wszelkich możliwych miejsc na ciele, Endoriil wyskoczył z wanny, skorzystał z jednego z ręczników i przywdział nowe ubranie. Jego rdzawe włosy do ramion suszyły się na tyle długo, że, po użyczeniu brzytwy od krawca, zdążył się ogolić. 


IV


Gdy przechodził obok ławek przy samej gospodzie, zobaczył go Adan, który siedział na jednej z nich wraz z nieco otyłą rudowłosą dziewczyną i przymilał się do niej z lubieżnym uśmiechem. Zobaczył go, ale... nie poznał i wrócił do zalotów. Elf faktycznie wyglądał zupełnie inaczej. Elegancki ubiór, brak zarostu i włosy związane z tyłu w kuc. Nie czuł się zbyt pewnie, ale chciał zrobić na czarodziejce jak najlepsze wrażenie. Rynek był pusty, ale już kilkanaście metrów od gospody czuć było kipiącą w niej radość. Kiedy Endoriil był kilka kroków od drzwi wejściowych, usłyszał brzdękanie strun, z pozoru delikatne, a jednak doniosłe, przebijające świąteczny gwar. Elf zatrzymał się, słuchał chwilę, aż odwrócił się w stronę, z której dobiegał dźwięk. Podszedł kilka kroków i zobaczył człowieka z kilkudniowym zarostem, nieco zaniedbanego. Siedział na gołej ziemi, a w rękach trzymał lutnię, na której grał. Melodia była zupełnie nie pasująca do tego święta, a przynajmniej do tego, jak wszyscy je tu obchodzą, bo elf wciąż nie wiedział, co się dziś w Laanterii celebruje. Bard szarpał struny, tworząc muzykę piękną, wzniosłą, ale... smutną. 

Śpiewał:
 Magicznych na niej rytów

Dziś nie odczyta nikt

Ale wykuta z mitów

I wieczna jest jak mit

Do ciała mi przywarła

Przeszkadza żyć i spać

A tłum się cieszy z karła

Co chce giganta grać


Śpiewał z pasją, pot ściekał mu po skroniach, gromadząc się na końcu brody, formował krople i spadał na ziemię. W tej chwili dwie dziewczyny przechodziły obok, wyraźnie pijane. Ledwie parsknęły, słysząc śpiew samotnika, idąc chwiejnym krokiem w stronę gwaru z gospody. Wydawało się, jakby człowiek ten wołał do bawiących się, aby wyszli do niego i słuchali, bo on mówi do nich właśnie. Głos miał mocny, dźwięczny. Nikt nie wychodził, a on śpiewał dalej, jakby z rozpaczą, ale też z przekonaniem, wiarą:

 Lecz choć zaginął hełm i miecz

Dla ciała żadna w niej ostoja

To przecież w końcu ważna rzecz

Zbroja


Endoriila dopadło przygnębienie, nostalgia za lasami Woodmer. Nie miał pojęcia dlaczego. Nagle poczuł się tu obcy, myślał o losie swoich pobratymców. Wyciągnął z kieszeni swej pięknej czarnej koszuli kilka monet i rzucił bardowi. 


V


Od razu po wejściu do środka poczuł atmosferę zabawy. Ludzie ledwo mieścili się wewnątrz gigantycznego budynku. Przekrzykiwali się, pili piwo i wino, jedli pieczone mięso, tańczyli do radosnej muzyki wygrywanej na fletach przez kilku elfów w pozłacanych szatach. Na bębnach akompaniowali im dwaj ludzie. Adan, Wesley i Siwy siedzieli w towarzystwie miejscowych, popijając alkohol i głośno dyskutując na przeróżne tematy. Młode kobiety tańczyły na środku sali z równie młodymi chłopcami. Wirowali, przylgnięci do siebie, spoceni, gorący i pragnący zaspokojenia swoich zmysłów i żądz. Do kilkunastu wielkich stołów co chwilę podbiegali kelnerzy i zbierali kolejne zamówienia. 

- Biznes się kręci, prawda? - elf usłyszał za sobą znajomy głos. Odwrócił się i odrzekł:
- Witaj, Ri. Faktycznie się spotykamy.
- Jak on chce znaleźć kogoś, to znajdzie - Ri uśmiechnął się niewyraźnie, starając się nie pokazywać swojego lewego kła, który ledwo trzymał się na miejscu. - Zacny strój, elfie.
- Naprawdę tak myślisz? - Endoriil nachylił się do rozmówcy, a jednocześnie rozglądał się w poszukiwaniu czarodziejki. - Bo ja się nie znam zupełnie.
- Nie machaj tak głową - zaśmiał się Ri. Wskazał dłonią w stronę przygrywających na fletach elfów. - Ona tam stoi.

Endoriil ruszył z zaskakującą nawet dla niego pewnością siebie. Przeciskał się przez tłum, podchodząc do czarodziejki, nieco z boku. Piękna blondynka o wąskich ustach pokrytych czerwoną szminką słuchała z uwagą muzyki elfów. Gdy dostrzegła Endoriila, odezwała się pierwsza, kiedy on mijał mężczyznę w czarnym stroju, opasanego pasem z ćwiekami:
- Och, widzę, że spóźniłeś się na występ twojego zespołu. 

Spojrzała w jego oczy. Wydawały jej się czerwone, krwawe, może przez rdzawe włosy uwiązane w kucyk, a może z powodu oświetlenia. Była zaintrygowana. Nie zdążył odpowiedzieć, bo ujrzał Octaviusa stojącego na uboczu w bezruchu i przyglądającego się komuś. Szybkimi spojrzeniami ogarnął sytuację. Mężczyzna, którego przed chwilą trącił był tym samym, który stał samotnie na rynku kilkanaście minut temu; czekał na kogoś. Teraz Octavius przyglądał się jego ruchom. Elf w ułamku sekundy odwrócił się od czarodziejki i ruszył za podejrzanym typem. Zrozumiał, co się dzieje.
- I tyle? - powiedziała zaskoczona czarodziejka, odbierając to odejście jako speszenie. - Jedna ironiczna uwaga i już po rozmowie. Ach, mężczyźni.

Endoriil nie mylił się, człowiek, którego śledził, wyciągnął krótki miecz i trzymał go przy prawej nodze, aby nikt w tłumie nie był w stanie dostrzec broni, ale elf już ją widział. Przyspieszył kroku i szedł półkolem, tracąc z pola wzroku napastnika, ale podchodząc do Ri' Baadara, który właśnie rozmawiał z jakąś przypadkową kobietą o spadku poziomu literatury od czasu Wielkiej Wojny. Ri mówił, ona bawiła się swym warkoczem. Z tej pozycji, trzy metry od Khajiita, przyglądał się sytuacji, gładząc dłonią ostrze swojego topora. Nie widział napastnika. Wtedy podeszła do niego czarodziejka.
- Ej - powiedziała - długouchy, mnie się tak nie olewa, wiesz? Żadnej kobiety się tak nie olewa, a czarodziejki absolutnie. Wiesz, co ja mogę ci za to zrobić? W co zamienić? Speszyć się tak drobną uwagą, to kiepsko o tobie świadczy. Bardzo kiepsko. Chciałam ci to powiedzieć, abyś na przyszłość wiedział, że takim podejściem niewiele zdziałasz.
Elf jej nie słuchał, co jeszcze mocniej ją denerwowało. Przyglądał się czemuś z niepokojem, dostrzegła to i sama zaczęła się ukradkiem rozglądać, nie przerywając swego wykładu. Podniosła głos, jakby chcąc zwrócić na siebie uwagę jak największej części tłumu:
- Czasem, jak kobieta mówi "nie", to znaczy "być może", a czasem "tak, weź mnie tu i teraz". 
- Mi cały czas mówią "nie" i to samo mają na myśli - zasmucił się otyły Wesley, syn Siwego, wywołując tym gromki śmiech kilkunastu osób.

Endoriil spojrzał na blondwłosą piękność dosłownie na ułamek sekundy, aby podziękować skinieniem głowy. Uważniej przyjrzał się tłumowi. Ri' Baadar też patrzył na czarodziejkę, która stała w centrum uwagi. Tylko jedna osoba nie zwracała teraz uwagi na zamieszanie i dalej dążyła do swojego celu.
Bosmer wyciągnął zza paska swój topór i w mgnieniu oka wyrzucił go z dłoni. Broń przeleciała trzy metry i wbiła się prosto w czoło niedoszłego zabójcy, kiedy ten uniósł miecz do ciosu w kark Ri. Ludzie spanikowali, przez chwilę biegali w niewiadomych kierunkach, ale dostrzegli, że nic więcej się nie dzieje. Dwóch strażników podeszło do zwłok, trzeci do Endoriila, łapiąc go za ramię. Przyjrzeli się trupowi.
- Kajusz... Na bogów, to Kajusz - mówił głośno jeden ze stróży prawa.
- Niech on zgadnie - Ri' Baadar podszedł do ciała. - Octaviusa człowiek?
- Tak, panie. Znany nam rzezimieszek. Wykonywał dla Octaviusa robotę niejedną.

Tłum nieco się uspokoił. Zrozumieli, że elf obronił właśnie Khajiita przed śmiercią z ręki najemnego zbira. Zaskakująco szybko po wyniesieniu ciała zabawa rozpoczęła się na nowo. Octavius wykorzystał zamieszanie i opuścił gospodę.


VI


- Muszę przyznać, że zrobiłeś niezłe drugie wrażenie, bo o pierwszym nie ma co mówić - powiedziała czarodziejka w bordowej sukni, siadając przy dwuosobowym stole. Elf usiadł naprzeciw niej z butelką czerwonego wina i dwiema szklankami. Radosna muzyka i tańce wciąż trwały. Para usiadła nieco na uboczu.
- Dziękuję - uśmiechnął się, nalewając czerwonego napoju do szklanek.
- Nie ma za co. Zależy jeszcze, co z tym drugim wrażeniem zrobisz, bo...
- Nie - przerwał jej. - Dziękuję ci za pomoc. Zrobiłaś to celowo. Nie wymyśliłbym tego, naprawdę. Doceniam to. Zwróciłaś uwagę połowy obecnych, a mi wystarczyło po prostu namierzyć tego bydlaka.
- Hmm, tak, pomogłam ci, chociaż wiedz, że po tym, co zrobiłeś pod sceną, naprawdę chciałam dać ci popalić.
Oboje zaczęli się śmiać. Bosmer odłożył butelkę wina i zaczął właściwą rozmowę:
- Nazywam się Endoriil, a jak zwą ciebie, piękna czarodziejko?
- Oj, bardzo tani komplement, mogłeś się bardziej postarać - mrugnęła zalotnie oczami, które, wbrew słowom, pokazywały, że komplement bardzo ją ucieszył. - Jestem Luna, czarodziejka, jak już wiesz.

Endoriil nie mógł powstrzymać uśmiechu. Czarodziejka odpowiadała tym samym. Czuła coś dziwnego. Wydawało jej się, że Bosmer pożera ją wzrokiem. Wielu innych mężczyzn już to robiło, ale oni byli w tym bezczelni, ten był jakiś inny, subtelny. Zdawało jej się, że podziwia ją jak kwiat, jak coś, czego długo szukał, nie mogąc znaleźć. Jego oczy nie były już czerwone, raczej jasnobrązowe. Zastanawiała się, jak to możliwe.

Ri' Baadar obserwował z daleka swojego towarzysza i Lunę, myśląc jednocześnie o Octaviusie. Skoro był na tyle zdesperowany, żeby próbować go zabić tutaj, pośród tego tłumu, to nie można było zostawić tego bez odpowiedzi. Podszedł do właściciela gospody i zamówił nocleg dla czterech osób. Uważał, że elf właśnie załatwia sobie własne łóżko, w którym nie będzie sam. Wracając od właściciela, podszedł do ich stolika.
- Wybaczcie, że on przeszkadza. Piękna. - Szarmancko schylił głowę. - Elfie, jutro w południe spotykamy się tutaj, przy barze. Pomówić trzeba o tym, co zaszło. Zaradzić coś. Tymczasem bawcie się, świętujcie.
Ri odszedł, a Endoriil powtórzył swoje pytanie po raz trzeci, od kiedy wjeżdżali do miasta: 
- Luna, powiedz mi, co my w ogóle świętujemy?
- Hm - przechyliła delikatnie głowę w lewo, ukazując delikatną, białą szyję - szczerze mówiąc, to nie wiem. Nie jestem z okolic. Pewno jakieś święto płodności, albo na cześć słońca. Nie wiem, naprawdę. Czemu się tym interesujesz?
- Przed karczmą - odpowiadał - jest pewien człowiek. Śpiewa coś... coś smutnego, ale czuję, że prawdziwego. Nie wiem, może po prostu za dużo myślę. 
Czarodziejka wstała od stołu, chwytając butelkę wina w smukłe dłonie.
- Łap szklanki i chodź ze mną na górę, filozofujący elfie. 


VII


Dziś

Po poranku u boku Luny Endoriil zszedł na parter, gdzie czekał na resztę. Na spotkanie w południe przy barze w gospodzie przyszedł sam kapitan straży miejskiej. Wszedł nagle i od razu przeszedł do rzeczy.
- Mnie nie interesuje, czyście z Octaviusem interesy robili. Ubiliście jego człowieka, jednego chwasta mniej. Jeśli wam powiem, gdzie może ukrywać się Octavius, zajmiecie się nim?
Członkowie karawany spoglądali po sobie. Wesley zrobił wielkie oczy i spojrzał na powierzchnię stołu, nie chcąc angażować się w dyskusję. Bał się.
- Dwieście septimów. - Kapitan złożył ofertę. - Ubijecie go, nagroda wasza. Nie ma już wielu ludzi, wiemy to. Interes przestał mu iść, musi być pod ścianą skoro zorganizował wczorajszy zamach. To śmierdziało amatorką. Macie szansę na łatwy zarobek.
Ri' Baadar i Endoriil spojrzeli na siebie. Ku zaskoczeniu Siwego i Adana, to elf odpowiedział:
- Umowa stoi. Dwieście septimów. Gdzie on może być?
- Moczary Arven, kilka mil na zachód.


*


Grupa szykowała się do drogi, krzątając się przy wozach. Endoriil był zamyślony, nie mógł się na niczym skoncentrować.
- O niej elf myśli, rację on ma? - zagadał Ri.
- Ja... Nie wiem. To znaczy tak, o niej, ale ja nigdy nie czułem niczego takiego do nikogo, a ledwo ją poznałem przecież. A kto wie, może już nigdy nie zobaczę...
- Ooo, nasz elfik dorasta, zakochał się - zaśmiał się Adan, ostrząc osełką miecz, który dostali od strażników miejskich. - Miłostki mu się zachciało. Ja też się wczoraj zakochałem w takiej rudej, ach jaka powabna była. Ciekawe, co zrobisz w następnym miasteczku. Może wstąpimy całą drużyną do bordelu jakiego? Tak w ramach, jak to się mówi... Integracji!
- Adan - Ri obrócił głowę zniechęcony. - On nie sądzi, że elfie uczucie porównywać można do twego do rudej panny. Tyś takich rudych miał już wiele, każdej w głowie żeś namieszał i nigdy więcej jej nie spotkał, a jak żeś spotkał, to w gębeś dostał.

Blondyn odruchowo przyłożył dłoń do policzka, wspominając kilka mocnych, mało kobiecych ciosów, które otrzymał w wyniku kilku swoich romansów. Kiedy skończyli pakowanie i zaprzęganie koni, które pierwszy raz od dawna były najedzone i wręcz chętne do drogi, podeszła do nich Luna. Miała na sobie ten sam błękitny szal, ale szata różniła się od wczorajszej. Ciemny granatowy płaszcz otulał jej drobne ciało, a blond włosy delikatnie opadały na ramiona.
- Luna! - krzyknął Endoriil. - Czemu tu jesteś?
- Jadę z wami. Potrzebujecie mnie.
- To niebezpieczne, nie powinnaś...
- Endoriil - przerwała miło, uśmiechając się. - Jestem czarodziejką, niejedno już widziałam, walczyłam też nie raz. Poza tym, Octavius był ostatnio moim klientem i pomagałam mu w przygotowaniu paru pułapek, które chciał wykorzystać w swojej siedzibie. Dlatego też, odmawiając mi, skazujecie się na pewną śmierć.

Szach mat - pomyślał Endoriil. Jeszcze nigdy nie czuł się taki szczęśliwy po przegranej dyskusji. Chciał, żeby pojechała z nimi. I teraz, i potem. Już zawsze.


*


Kiedy wyjeżdżali z Laanterii, mijali te same chłopskie chaty, które wczoraj były pięknie przystrojone. Dziś po ich uroku nie pozostało nic. Zwykłe drewniane chatki, poniszczone, spróchniałe i zupełnie nieatrakcyjne. Tuż przy drodze siedział bard, którego Endoriil widział wczoraj przed gospodą. Grał i śpiewał: 

 Dałeś mi Panie zbroję

Dawny kuł płatnerz ją

W wielu pogięta bojach

Wielu ochrzczona krwią

W wykutej dla giganta

Potykam się co krok

Bo jak sumienia szantaż

Uciska lewy bok.


Obok niego stało czterech staruszków, zgarbionych, siwych, zmęczonych życiem. Łzy ściekały im po policzkach. Słuchali z zapartym tchem. A on wciąż śpiewał i grał:

 Lecz choć zaginął hełm i miecz

Dla ciała żadna w niej ostoja

To przecież w końcu ważna rzecz

Zbroja.


Endoriil nie mógł wytrzymać, wyskoczył z wozu. Luna zdziwiła się, reszta kompanii również. Elf podszedł do staruszków. Musiał wiedzieć, więc spytał wprost:
- Panowie. Powiedzcie mi, co to za święto było i czemu płaczecie i o czym śpiewa ten człowiek?
Jeden ze starców spojrzał na obcego.
- Święto... - zaczął smutno. - Tak, święto... Lat temu kilka, podczas Wielkiej Wojny między Cesarstwem a Dominium, bitwa wielka tu była. Wojsko nasze, syn mój wśród nich, walczyło jak lwy, lecz mało ich było. Miasto zdobyte przez Altmerów zostało. Mordowali, gwałcili, rabowali. Potem miasto opuścili, a oddziały ze stolicy przybyły tu i zajęły zgliszcza. Od tego czasu co roku świętuje się tu oswobodzenie Laanterii. Oswobodzenie gruzów i ciał naszych krewnych i towarzyszy. Na święto przybywają setki ludzi, nie wiedząc, tak jak wy, panie, dlaczego tu święto. Piją, biją, zaspokajają żądze. My jednak obchodzimy je na swój sposób. To nasza pamięć, nasza... 
- Wasza zbroja - skończył za niego Endoriil, skłaniając nisko głowę i wracając na wóz. Zamyślił się.
Po przejechaniu kilkuset metrów w absolutnej ciszy zobaczyli wielki cmentarz, skromne nagrobki, czasem po prostu zwykłe kurhany usypane z ziemi. Byli tu pochowani żołnierze i cywile, którzy stracili swe życie w obronie tego miejsca kilkadziesiąt lat wcześniej. 
- Jak można świętować coś takiego w taki sposób? - powiedziała Luna, którą autentycznie wzruszyły słowa starca.

Nie usłyszała odpowiedzi. Endoriil intensywnie myślał o Valenwood i o Woodmer, o swoich braciach i siostrach. Czuł, że w jego głowie coś się kształtuje, kiełkuje. Jego własna...

Zbroja.

KONIEC ODCINKA CZWARTEGO

Pieśń śpiewana przez barda to "Zbroja" autorstwa Jacka Kaczmarskiego.

SPIS TREŚCI  <--- odsyłacze do wszystkich odcinków 

6 komentarzy:

  1. Piękne opisy, poczucie humoru i ciekawe postacie. Ta opowieść aż prosi się o kontynuację. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy... AZ

    OdpowiedzUsuń
  2. Mężczyzna (w tych czasach) tak pięknie pisze o miłości. Szok :)
    "trwalsze niż granice państw, niż pory roku, niż kamienne mury największych twierdz." - całe przemyślenia Rybki zasługują, by je cytować, a ten opis to już wręcz muszę, bo jest (tu mi odpowiedniego słowa zachwytu zabrakło). Już same "granice państw" i "twierdze" dobrze mi robią z oczami/uszami ;)
    "Naturalnie on tak mówi od lat wielu. Zmieniać nie ma ochoty, bo nie widzi sensu w tym." - U ciebie lubię też to, że w tych tekstach można znaleźć kwestie/problemy bliskie i naszemu światu. Ilu jest teraz takich, co to by chcieli zmieniać to, co naturalne. I ilu tych naturalnych, co się muszą tłumaczyć (jak poniekąd Rybka). I Rybeńka ma słuszność, sensu w tym nie ma, w naturze jest; a zmieniać coś, bo się komuś nie podoba, to byłby bezsens największy :(
    "Kłów mu brakować zaczyna..." - Perełka :)
    Na miejscu Ri chyba bym zwariowała. Ruszający się ząb stały? Tragedia, bałabym się w ogóle go ruszać, myć, o jedzeniu nie wspominając. I psioczyłabym na rekiny, że te to mają lepiej.
    Chociaż cholery też można dostać, bo się ten ząb tak rusza i rusza, że już ostatecznie lepiej go wyrwać, coby mieć święty spokój z myślami ;) (a Ri taki uczony, to może kiedyś sobie jakieś implanty/korony wstawi ;p).
    O, i ten krawiec ma to, czego nie miał karczmarz. Te same obawy, ale ostatecznie inne zachowanie. Tej wanny, brzytwy itd. to się jednak nie spodziewałam, bardzo poczciwy, dobry człowiek z niego :)
    "Wydawało się, jakby człowiek ten wołał do bawiących się, aby wyszli do niego i słuchali, bo on mówi do nich właśnie. Głos miał mocny, dźwięczny. Nikt nie wychodził, a on śpiewał dalej, jakby z rozpaczą, ale też z przekonaniem, wiarą" - nieco jak nasi współcześni grajkowie uliczni/bezdomni, na których większość ludzi nie zwraca uwagi; niektórzy nawet na nich nie patrzą, jakby chcieli się oszukać, że biedy na świecie nie ma albo nie patrzą, bo nie chcą budzić swoich wyrzutów sumienia.
    "Endoriila dopadło przygnębienie, nostalgia za lasami Woodmer. Nie miał pojęcia dlaczego." - Może z powodu tego, co tak pięknie opiewa w swych przemyśleniach Ri? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Nagle poczuł się tu obcy, myślał o losie swoich pobratymców." - W sytuacji, kiedy miał nowe ubranie, kiedy przyszło zauroczenie, a wokół było spokojnie i radośnie. To musiało być szczególnie dojmujące (o nędzy innych zazwyczaj przypomina się sobie wtedy, kiedy samemu jest się w trudnej sytuacji, dobrobyt w sumie takie myśli oddala, a Endoriil... cieszy to, że jest inny, że nie zapomina, że nie pamięta tylko wtedy, kiedy "warto" pamiętać); on tu, oni tam (o ile dla tamtych została jeszcze jakakolwiek nadzieja), taki kontrast sytuacji (jaki to musi być ciężar na sercu i ból, że on ma lepiej od nich, że jemu się udało).
    "Wyciągnął z kieszeni swej pięknej czarnej koszuli kilka monet i rzucił bardowi." - a to trochę dwuznaczne :) Albo pieśń mu się spodobała (plus współczucie dla barda) albo chciał w ten sposób złagodzić wyrzuty sumienia (lub wynagrodzić krzywdy swoich leśnych braci poprzez wynagrodzenie kogoś innego, skoro swoich na razie nie mógł). Kto go tam wie :)
    Hmm... Elf za bardzo przejmuje się ubiorem (zarówno cudzym, jak i własnym) :D Już jako brudas zwrócił uwagę Luny, więc to "coś" i bez ładnej otoczki musi w sobie mieć :)
    "- Ej - powiedziała - długouchy, mnie się tak nie olewa, wiesz? -" Hah, lazła za nim :D I jak już przylazła, to od razu z konkretami.
    A żeby tego Octaviusa!
    Moczary Arven - podświadomość? ;) A nazwa, jak zwykle, ładna i bardzo do tego świata pasuje. Miałam spytać wczoraj, ale zapomniałam: te wszystkie nazwy własne są twojego autorstwa czy część pochodzi z gier? Kiedy czytam, to mam wrażenie, że coś mi świta z gry, czasem myślę "a, pewnie to też było, tylko sklerozę mam", a czasem mam zagwozdkę "było czy to dikajosa?" :) (w każdym razie brawo, bo świetnie się w uniwersum wplatają te nazwy i tak prawdziwie TESowo brzmią, że sklerotyk nijak nie odróżni)
    "- Ooo, nasz elfik dorasta, zakochał się - zaśmiał się Adan -" Widzę, że elfik to już teraz z nimi prawdziwie "sami swoi", "nasz elfik" to już zaspokaja potrzebę afiliacji w zupełności.
    "- Jadę z wami. Potrzebujecie mnie. - " Jupiii! :D
    Czarodziejka przynależała do ludzi czy to jakby rasa sama w sobie?
    Piękne pieśni! Słowa, rytm, rymy, wszystko :)) Aż chce się śpiewać i układać w myślach melodię. I jaki to smaczek :] Tak, tak, tak.
    "Obok niego stało czterech staruszków, zgarbionych, siwych, zmęczonych życiem." - Najbardziej dające po głowie zdanie w tym rozdziale. Zmęczenie życiem to jest jedna z tych rzeczy, których nawet wrogom nie chce się życzyć. Coś strasznego, smutnego, niesprawiedliwego; coś, co nie powinno w ogóle się zdarzać. I wielki wstyd dla tych, którzy do tego zmęczenia się przyczynili.
    "- Panowie. Powiedzcie mi, co to za święto było i czemu płaczecie i o czym śpiewa ten człowiek?" - Elf zwraca się do nędzarzy per panowie, bez traktowania z góry, zwraca uwagę na słowa ich pieśni, interesuje się ich płaczem... No i jak tu takiego nie szanować?
    "Oswobodzenie gruzów i ciał naszych krewnych i towarzyszy." - I potem ta świadomość, że przy takiej rocznicy się hulało, smutne.
    "- Jak można świętować coś takiego w taki sposób? - powiedziała Luna, którą autentycznie wzruszyły słowa starca." - Kiedyś można tam wrócić, uświadomić innych i pomóc nadać uroczystości należny jej charakter.
    Końcówka mocna i ładnie się wszystko łączy, dopełnia. Ciekawa jestem czy, poza przywdzianiem własnej zbroi, Endoriil poczyni kiedyś kroki ku pomście.

    Zachwycona, a jakże :) Emocjonalny walec mnie przejechał, ale co tam, wpadnę i jutro :)
    No i weny, oczywiście.
















    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mocno się uzewnętrzniłem tym opisem miłości, przyznaję.
      Lubię wrzucać codzienność do tego, co piszę. Różne prawdy, opinie, punkty widzenia. Staram się, żeby to było możliwie "szerokie", wielowymiarowe. Sapkowski pięknie to w Wiedźminie robił. Wszystko było szare, każdy miał po części rację, a też nigdy nie miał jej do końca. Powiedzmy, że chciałbym dążyć w tę stronę. Żeby każda postać miała motywację, zalety, ale i wady. Czasami z wadami chciałaby walczyć, a czasem nie widziałaby sensu, jak naprawdę. Tak jak Ri.
      A z krawcem była historia, że wrzuciłem pierwotnie, że Endoriil poszedł kupić koszulę do szewca. I przez kilka tygodni nikt się nie poznał. Dopiero potem sam zauważyłem jakiego byka walnąłem.
      Gest z wrzucaniem monety. Nie pomyślałem, jaką dokładnie miał wtedy motywację Endoriil, ale obie, które podałaś, są bardzo dobre do sypnięcia groszem ;)
      Nazwy Frangeld, Arven, Septimia, Laanteria są moje. Nazwy miast w Skyrim będą wzięte prosto z angielskiej wersji gry. Świetnie, że te moje Ci się podobają, bo dość trudno wymyślić coś naturalnie brzmiącego. Z imionami jest jeszcze trudniej :] (mała ciekawostka - praktycznie w każdej fajnej nazwie krainy w Fantasy, we Władcy chociażby, musi być literka R, po prostu musi :) wyjątki pewnie są, ale raczej niewiele)
      Czarodziejka to ludzka kobieta. Nie podałem nigdzie, ale skoro dołączyła do nich w Cesarstwie, to można jej narodowość określić tak - Cesarska - najgorzej brzmiąca narodowość w TES :( . Są Khajiici, Bosmerowie, Orsimerzy, Dunmerowie, Nordowie i parę innych. Cesarscy tu pasują jak pięść do nosa, prawda? :D No ale są.

      A co do pieśni. Tu akurat zapożyczyłem słowa w całości od tego wielkiego moim zdaniem pana ->> https://www.youtube.com/watch?v=kcxEu2IVT0c piękne :) . Wcześnie znałem tylko "Nasza klasę", "Mury" i "Obławę". Ale jak usłyszałem to, to postanowiłem użyć i posłuchać reszty :)

      Endoriil chyba trzy razy pytał się, co to za święto w mieście jest. Nikt nie wiedział. Pomyślałem, że koniecznie musiał się dowiedzieć, stąd takie pytanie wprost do staruszków, bo tylko oni pamiętają, co się wydarzyło. Od tej wojny minęło chyba około trzydziestu lat.
      Czy poczyni kroki Endoriil ku zemście? Hmmm. Mam napisany krótki fragment, który od miejsca, w którym jesteś, dzieli około 2 lata. Nie spojluje za wiele, wiec jeśli chcesz, to chętnie Ci go wyślę. Podaj tylko mejla :)

      Usuń
    2. "No mocno się uzewnętrzniłem tym opisem miłości, przyznaję." - To tylko podziwiać :)
      I ta wielowymiarowość świetnie ci wychodzi. Ten Wiedźmin to mnie już chyba z rok kusi, żeby wziąć, przeczytać. Trochę się nasłuchałam, że tam wszyscy są źli, plugawi, chędożą tylko itd. i teraz jak taki pies do jeża jestem trochę ;) (bo ogólnie wolę czytać o tym, czego mi w naszym świecie brakuje, o ideałach, dobrych, niemal kryształowych bohaterach, wartościach, romantycznej miłości, honorze, odwadze; love, peace and utopia ;D) Z drugiej strony po przeczytaniu niektórych opisów postaci z wiedźmińskiej encyklopedii, muszę przyznać, że nie jest aż tak czarno, jak mi mówiono. Jakoś tak polubiłam Eskela i Triss oraz Saskię i Iorwetha (z dwojga "zbójów" wolę jego niż Roche'a). Ten Eskel wydaje mi się właśnie w typie tego dobrego, ale znam tylko opis, więc jednak po książki trzeba będzie sięgnąć (z tego, co pamiętam, to dużo tego jest).

      "Żeby każda postać miała motywację, zalety, ale i wady. Czasami z wadami chciałaby walczyć, a czasem nie widziałaby sensu, jak naprawdę. Tak jak Ri." - Jakieś wady każdy ma, ale właśnie jak z nimi walczy, to jest co podziwiać :) Motający się bohater czy wręcz szekspirowski też bywa ciekawy, zwłaszcza jego psychika i też jest potrzebny, jako wzór, który pokaże czytelnikowi "nie idź tą drogą, bo skończysz jak ja". Coś jest w tym, że bez tego złego nie doceniłoby się tego dobrego. Nie wiem czy sposób wypowiadania się Rybci jest wadą (poza kwestią składni czy innych językowych detali), pewnie zależy od punktu widzenia :)

      "A z krawcem była historia, że wrzuciłem pierwotnie, że Endoriil poszedł kupić koszulę do szewca." - Przypomniała mi się jakaś scena z filmu/dokumentu o PRL-u, jak to w drogerii ktoś mięso kupował ;) Może tam w miasteczku też takie czasy? ;D
      "I przez kilka tygodni nikt się nie poznał." - Albo tak się wciągnęli, że stracili wszelkie poczucie wszelkiego albo hmm :D
      "Dopiero potem sam zauważyłem jakiego byka walnąłem." - Autor pod wpływem natchnienia jest rozgrzeszony ;) Normalna rzecz jak się czasem o czymś pomyśli, a napisze coś innego. A może chciałeś napisać krawiec, ale ten szewc się przypałętał w myślach i tak się tam znalazł? Bywa :)

      "mała ciekawostka - praktycznie w każdej fajnej nazwie krainy w Fantasy, we Władcy chociażby, musi być literka R, po prostu musi :) wyjątki pewnie są, ale raczej niewiele)" - Oczywiście mam teraz zabawę i sprawdzam :D Rzeczywiście, pierwsze lepsze nazwy mają "r" (z wyjątków na szybko mam Lindon i Khand, ale co to jest przy tylu nazwach z "r" ;p). Jak sobie przypomnę inne uniwersum, to tam jest podobnie. Może autorzy są zabobonni, coś jak ze ślubami w miesiącach z "r", bo "r" przynosi szczęście? ;p (hah, im więcej nazw z "r", tym większy sukces i popularność dzieła ;)).

      "Czarodziejka to ludzka kobieta." - To sobie z nią elfik długo nie pożyje.

      "Cesarscy tu pasują jak pięść do nosa, prawda? :D" - Ano prawda :) Jakby się autorom gry kreatywność wyczerpała (dać przymiotnik to najłatwiej). Chociaż Redgardzi też mi z początku nie brzmi (a jeden Redgard to jak imię męskie). Argonianie kiedyś brzmieli dla mnie jak jacyś przybysze z kosmosu ;p Teraz normalnie. Nordowie z kolei za bardzo zwyczajnie, za bardzo "po naszemu". No, ale Cesarscy bez wątpienia najgorsi :D

      A się dałam złapać z tą pieśnią ;D Z Kaczmarskim nie było mi po drodze, choć słyszeć o nim, słyszałam. Jedynie Mury znam, bo polityczne i Obławę, którą usłyszałam w jakimś programie ekologicznym/przyrodniczym o wilkach zagrożonych wyginięciem (i przez to ciężko mi interpretować ją inaczej). Styl przypomina mi Wysockiego trochę. Doceniać, doceniam :) Tylko małe obeznanie mam.

      "Nie spojluje za wiele, wiec jeśli chcesz, to chętnie Ci go wyślę. Podaj tylko mejla :)" - rohilien@gmail.com
      Ten fragment to jakby epilog? :)

      Usuń
  4. Wiedźmina są dwa zbiory opowiadań i pięć książek z Sagi. Polecam, polecam. Są tam dobrzy ludzie, jasne. Nie daj się tak straszyć :) . Ja ostatnio skończyłem wszystko po raz drugi. Do tego jeszcze wiele razy więcej zaglądałem do zbioró opowiadań, bo wg mnie są najlepsze.
    Jeśli idzie o R to jest jakieś magiczne. Słyszałem nagranie jak Tolkien czyta sam początek władcy i jak wymawia MoRdoR. Takie mocne R robi, że hoho.
    Fragment nie jest epilogiem i już Ci poszedł na mejla. Ciekawe czy przypadnie Ci do gustu scena i to jak idzie akcja :]

    OdpowiedzUsuń