sobota, 7 lutego 2015

TES - "Taki Los" - odcinek XII

TAKI LOS

ODCINEK XII

POD OSŁONĄ CIENIA

Odcinki - Poprzedni - Następny

I

Piękna zorza polarna zdobiła północną część nocnego nieba nad Whiterun. Widoczność była dobra, do czego przyczyniały się dwa księżyce prezentujące się w całej okazałości. To była piękna noc. Trzech Bosmerów skradało się wzdłuż murów miasta, możliwie mocno do nich przylegając, by pozostać poza zasięgiem wzroku strażników patrolujących kamienne konstrukcje. Za to, co chcieli zrobić, groziła im co najmniej kara chłosty, a może i długiego pozbawienia wolności. Plan przedstawiał się prosto; mieli bezszelestnie wślizgnąć się do miasta, unikać straży miejskiej, dotrzeć do banku i dowiedzieć się możliwie najwięcej o jego właścicielach i ich zleceniodawcach. Darelion wierzył, że znajdzie tam odpowiedzi na niezwykle ważne pytania. Kto chciał go zabić i dlaczego? Teraz podążał za Endoriilem i Baelianem, zwanym w okolicy Talosem. To on robił za przewodnika, bo znał ścieżki, które dla innych były tajemnicą.
- Tu mamy spokój - powiedział. - Strażnicy z murów lubią sobie pospać oparci na włóczniach. W środku będzie trudniej. Mam nadzieję, że jesteście gotowi trochę się pobrudzić, co?

Powiedział to schylając się i wchodząc w strumień, który wychodził z miasta przez niewielki tunel u podstawy murów. Woda była bardzo brudna, zanieczyszczona. Darelion był zdeterminowany i podążył za nim z wyrazem obrzydzenia na twarzy. Endoriil skrzywił się i skoczył za nimi. Po kilku  metrach pokonanych niemal na czworaka w śmierdzącym i brudnym kanale wyszli na zakręt kamiennej drogi. Pokonali pierwszy mur. Teraz mieli przed sobą bramę wejściową do miasta, strzeżoną przez dwóch wartowników. Trzeci stał nad bramą, niemal dokładnie nad nimi.
- I co teraz? - spytał Endoriil, klęcząc w cieniu. - Masz jakiś sposób?
- Sposób zawsze się znajdzie. Przygotujcie się na sprint w stronę tamtego ścieku. - Baelian uśmiechnął się i wskazał dłonią kolejny tunel, znajdujący się po drugiej stronie drogi. Chwycił kamień i rzucił wysoko w górę, tak, aby spadł przy samych wartownikach, najlepiej na głowę któregoś z nich. Chybił, ale osiągnął zamierzony efekt. Dwaj znudzeni wartownicy spojrzeli na siebie, a potem w górę, w stronę kolegi.
- Ej! Nowy! - krzyknął jeden z nich. - Nie wygłupiaj się, dobra?
- Ale że co? - odpowiedział zdezorientowany Nowy.
- Patrz, no. Taki gówniarz, a pyskuje. Pogadamy w koszarach, smarku. Po naszemu.
W tym momencie trójka Bosmerów cichutko przebiegła przez drogę i wskoczyła do drugiego kanału, który zasmrodzeniem i brudem nie odstawał od poprzedniego.
- Stąd już prosta droga. Wyjdziemy na tyłach domów w dolnej dzielnicy - mówił Baelian, wyraźnie zadowolony z siebie. - Bank jest trochę na uboczu. Powinno się udać ominąć główne ulice.
- Bank na uboczu? - zdziwił się Darelion. - Intrygujące. Chyba powinni starać się rozkręcić biznes, a nie chować w biedniejszej dzielnicy miasta.

Wyszli z kanału, schowali się w zaroślach i rozejrzeli. Endoriil w końcu miał okazję zobaczyć norskie miasto z wewnątrz. Co prawda spodziewał się zobaczyć je z nieco innej perspektywy niż krzaki przy wejściu do kanału pełnego nieczystości, ale nawet to, ani noc nie umniejszyło jego zachwytu. Piękne kamienne domy, zadbane ulice, pochodnie dające światło, dzięki któremu miasto mogło funkcjonować całą noc. A znacznie wyżej górująca nad miastem Smocza Przystań - wspaniały pałac, miejsce urzędowania Jarla. Z tego stanu zamyślenia wyrwało go uderzenie w ramię. Dwaj towarzysze ruszyli dalej, więc niezwłocznie podążył za nimi. Oparli się o ścianę jednego z domostw. Baelian wyglądał ostrożnie i czekał na dogodny moment do przemknięcia do kolejnego cienia. Ulice były niemal puste, a ludzie spędzali spokojny wieczór z rodzinami w swoich domach. W oddali dostrzegli dwóch strażników. Rozmawiali spokojnie, stojąc przy stoiskach targowych przed karczmą "Pod Chorągwianą Klaczą". Nawet z odległości, w której kryła się trójka elfów, słychać było całą paletę odgłosów, przede wszystkim śpiew o piciu za wolność, przemijające dni oraz za króla Ulfricka. Wieczorne życie miast zwykle kręciło się wokół karczm serwujących alkohol, więc Baelian dobrze wiedział, którędy poprowadzić grupę. Przeszli jeszcze obok kuźni, aż w końcu doszli do domu, który niegdyś należał do kobiety imieniem Olava. Teraz stała tam jednak mała rozmiarowo, ale imponująca rezydencja. Zadbany ogród z przeróżnymi gatunkami kwiatów zdobił wejście główne. Ozdobne okna i niezwykle solidne drzwi nie pozostawiały wątpliwości, że właściciele banku do oszczędnych nie należą. Bosmerowie podeszli do drzwi. Baelian zabrał ze sobą kilka wytrychów; mieli świadomość, że bez włamania się nie obejdzie. Mieli tylko nadzieję, że nikogo nie ma w pobliżu. Wyciągnęli maski zrobione ze starych szarawych worków, dysponujące dziurami na oczy i usta, i włożyli je sobie na głowy. Baelian poszedł sprawdzić drugą stronę budynku, zostawiając resztę. Pierwszy próbował Darelion.

- Cholera... - skomentował, gdy pierwszy wytrych pękł. - Nie widziałem jeszcze takich drzwi. Co to w ogóle za materiał. Przecież nie drewno.
Racja, odpowiedział w myślach Endoriil. Ciężkie drzwi były odlane z jakiejś dziwnej mieszanki, zapewne kilku metali. Po złamaniu trzech wytrychów zniechęceni odeszli od drzwi i zaczęli obchodzić bank. Trafili akurat na moment, w którym Baelian poradził sobie z otwarciem bocznego okna.
- Ha, ha! - uśmiechnął się triumfalnie. - Problem bogaczy. Drzwi solidne, ale oknami musieli pokazać, że bogaci są. W to mi graj. Nie ma za co, Darelion.
Hjoqmerczyk nie uśmiechnął się, podskoczył i podciągnął się do okna, po czym zniknął w środku. To samo zrobiła pozostała dwójka, wskakując do niewielkiego pokoju. Dareliona już w nim nie było. Endoriil usłyszał warczenie psa. Nakazał Baelianowi sprawdzić mały pokoik, a sam ostrożnie wszedł do kolejnego pomieszczenia. Był to bez wątpienia największy pokój domu, który od środka nie przypominał banku.  Raczej prywatną rezydencję jakiegoś bogacza. Kilka obrazów zdobiło ściany, na biurku leżały zwoje dokumentów, a na stole kilka sakiewek pełnych pieniędzy.
- Endoriil... - cichy głos Dareliona wskazywał, że warczenie staje się sporym problemem.
Woodmerczyk spojrzał w stronę kompana, który tkwił w bezruchu. Tuż przed nim stał pies o gabarytach zbliżonych raczej do młodego niedźwiedzia. Niewątpliwie pozostawiono go tu, aby stał na straży. Po dłuższej chwili warczenia pies zaczął doniośle szczekać i szykował się do ataku na nieproszonych gości. Endoriil szybkim skokiem zrównał się z Darelionem i przymknął oczy, wyciągając dłoń w stronę niedźwiedziopsa. Wchodzący do pokoju Baelian mocno się zdziwił, gdy zobaczył Endoriila idącego w kąt mieszkania z tym przedziwnym stworzeniem przy nodze. Zdawało się, że bestia słucha elfa.
- Teraz, Darelion. Mamy mało czasu - szepnął Endoriil i wytarł kroplę krwi, ściekającą mu pod maską z nosa do ust.

Pozostała dwójka zrozumiała, że kontrola nad takim stworzeniem jest niebywałym wysiłkiem, więc od razu rzucili się do przeszukiwania wszelkich szaf, szuflad, książek, czegokolwiek, co mogłoby stanowić dowód. Baelian otworzył dwie skrzynki za pomocą wytrychów. W środku znalazł tylko kolejne sakiewki pełne septimów. Postanowił, że bogacz pewnie i tak nie zauważy, więc przymocował sobie parę za pasek. Darelion przetrząsał dokumenty i starał się przelatywać po nich wzrokiem, szukając jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Endoriil przyklęknął przy gigantycznym psie i przyłożył sobie rękę do nosa - krwawienie było coraz mocniejsze. Zwierzę wciąż jednak siedziało spokojnie i wyglądało wręcz pociesznie. Wystawiło język i merdało radośnie ogonem.
- Szybciej... Chłopaki, szybciej - głos Endoriila był coraz słabszy.
Darelion wciąż wertował listy, sprawozdania - wszystko, co mu wpadło pod rękę. "Pożyczka w wysokości tysiąca pięciuset septimów dla pana X", list o "możliwym ściągnięciu należności przy pomocy straży miejskiej lub innych organizacji". Sprawozdanie miesięczne z działalności banku. Świeże - Darelion przyjrzał się. Kwota trzech tysięcy septimów na "wydatki bieżące". Właśnie tyle pieniędzy znajdowało się w sakiewkach zamachowców. Imię, które powtarzało się jako zatwierdzające transakcje banku to "Donnan Summerset". Summerset to nazwa wysp położonych na południowy zachód od Tamriel. To teren Altmerów. Więc to Altmerowie chcą go zabić? Jakim cudem? Tutaj, w Skyrim? Na więcej rozważań nie było już czasu, bo Endoriil powoli tracił kontakt z rzeczywistością, a i niedźwiedziopies przestał być radosny; kontrola słabła. Ta poszlaka musiała wystarczyć. Darelion kiwnął głową w stronę Baeliana, a ten wziął pod ramię wycieńczonego Endoriila. Lider podgrodzia wyjął sztylet i podszedł do wciąż spokojnego psa.
- Nie... Nie rób tego. To niewinne zwierzę - powiedział Endoriil, wyciągając dłoń w stronę towarzysza. W tej chwili stracił przytomność.
*

Ocknął się na podgrodziu, w namiocie Nevena. Ten od razu podał osłabionemu wodę. Baelian siedział w kącie i z uśmiechem na twarzy liczył skradzione pieniądze. Darelion stał w wejściu i patrzył zamyślony na jeden z księżyców. Endoriil dostrzegł, że sztylet przy jego pasie był zakrwawiony.

II

Następnego dnia z samego rana Endoriila zbudził dobrze znany głos.
- On myślał, że elf tu pracować przybył a nie do południa wylegiwać się.
Bosmer zerwał się z niewygodnego materaca. Widział przed sobą osobę, którą już po kilku tygodniach znajomości miał za swojego przyjaciela. Karawana z Akademii Magów powróciła. Z jedną osobą mniej.
- Ri! - doskoczył do Khajiita i złapał go za ramiona. - Nareszcie jesteś! Opowiadaj, jak było? Poszło bez problemów?
Khajiit ściągnął swój kaptur i uśmiechnął się, odwzajemniając uścisk.
- Rozmawiać tu on nie chce. Do karczmy iść trzeba, bo świętować co jest. Adan po brata poszedł też. Co u Wesleya i ojca jego?
Endoriil wziął głębszy oddech. Z Wesleyem było wszystko w porządku; rany odniesione na moczarach Arven zagoiły się, a on sam pracował u Sabjorna, przy produkcji miodu pitnego, w czym naprawdę dobrze się sprawdzał. Jednak jego ojciec od tygodnia nie wstawał z łóżka, a medycy oddelegowani przez Jarla na podgrodzie nie byli w stanie mu pomóc, chociaż byli kompetentni. Pomogli wielu Bosmerom i przykładnie wykonywali swoją pracę, jednak nie mieli sposobu na truciznę, którą Siwy miał w organizmie.
- Ach, on byłby zapomniał. - Ri sięgnął do kieszeni swej szaty i wyciągnął błękitny szal należący do Luny. - Magiczka chciała, żeby on dał ci to.
Oczy Endoriila zaświeciły się, chwycił delikatny materiał i gładził go dłońmi. Chwilę potem przyłożył do nosa i westchnął
- Kazała mi coś powiedzieć? - spytał z nadzieją w głosie.
Ri nie lubił kłamać, a jeśli już to dla własnej korzyści. W obecnej sytuacji nie dostrzegał żadnych korzyści w kłamstwie.
- Nie, elfie. Przekazać on to miał, więcej nic.
Endoriil bez słowa schował szal do kieszeni.
III

- I wtedy - mówił Faridon - udało nam się odwrócić losy bitwy, głównie dzięki Raszk' hinowi i Pearl. Świetnie się spisali!

Nordka i ork stuknęli się kuflami i mocno pociągnęli smakowity miód. Wokoło było gwarno. Z reguły w karczmie-namiocie zwanym Puszczą nie było żadnych kelnerów, ale teraz, z racji sporej celebracji na cześć powrotu karawany Khajiita Ri' Baadara, kilka młodych elfów biegało z dzbanami pełnymi alkoholu w różnej formie - miodu, wina, piwa. Przy stole siedziała dwójka najemników, sam Ri, Endoriil i jego nowi koledzy - Neven i Baelian, ich kolega Pontus oraz siedzący nieco na uboczu Darelion, wciąż rozmyślający o akcji z zeszłej nocy. Obok niego siedziała żona, a ich córeczka bawiła się na podłodze pluszową lalką. Faridon kończył opowiadać, pomijając kwestię tego, co dokładnie odwróciło losy potyczki. Reszta kompanii nie zdradzała jego tajemnicy. Przy stole zaczął dominować temat przyszłości, co zrobią teraz, gdy mają pieniądze. Raszk' hin wspominał o otwarciu kuźni. Neven i Endoriil gorąco namawiali go, aby wybudował ją tu, na podgrodziu. Pearl sama nie była pewna, na co wydać swój zarobek. Faridon podobnie. O ile oni dostali wielki zastrzyk gotówki, to Ri stał się bogaczem. Miał plan budowy sporego domu na podgrodziu i już dogadał się z Bosmerami, że pomogą mu z konstrukcja, a on w zamian będzie im pomagał w miarę możliwości swoich i khajiickich karawan, których przedstawiciele siedzieli przy stole obok i już zaczynali podlizywać się Ri' Baadarowi, który ustalił też z Faridonem, że Nord zakupi dla niego dziesiątki książek w Whiterun. Co prawda Faridon chciał wstawić się za Khajiitem, by mógł wejść do miasta, ale ten odmówił. Sam Nord jakby przestał dostrzegać konflikt w swojej pracy, a lepszym poznaniem elfów. Dodatkowo nowy bogacz przekonał najemników do pomocy w swoich wyprawach do przeróżnych zakątków kraju. Ci z chęcią przystali na propozycję. Celebracja była nie tylko radosna, ale i owocna pod względem przyszłych interesów.

Do karczmy weszli Adan i Wesley, niezwłocznie podchodząc do stołu, do Ri i Endoriila. Na sam ich widok mocno pijany już elf zaczął wypełniać alkoholem kolejne kufle, jednak miny braci nie zwiastowały niczego dobrego.
- Ri, Endoriil - zaczął Wesley, zwieszając głowę. - Nasz tata... On właśnie zmarł. Medycy nie mogli mu pomóc...
Bosmer odłożył dzban i usiadłszy wpatrywał się w ludzi, dzięki którym żył; w niepozornych braci, którzy właśnie stracili ojca, a jemu dali szansę na życie. Ri schował twarz w kocich dłoniach i tylko wyszeptał:
- Przykre, przykre. Przyjmijcie kondolencje jego... Siwy mu przyjacielem był.
Celebracja zmieniła się w stypę.
IV

Dzień później, na niewielkim pagórku kilkaset metrów na zachód od miejskich murów Whiterun, zebrało się kilkadziesiąt osób. Byli to głównie Bosmerowie. Zgromadzili się, by pożegnać osobę, której większość z nich nie znała. Neven i Baelian wykopali głęboki na metr dół, w którym delikatnie umieszczali właśnie ciało starszego człowieka, którego dwaj synowie stali tuż obok, z trudem powstrzymując łzy. Dwa kroki za nimi stali Ri' Baadar i Endoriil, ostatni towarzysze podróży Siwego. Niewielka rana cięta ramienia okazała się wystarczająca, by cały organizm odmówił posłuszeństwa. Medycy z punktu sanitarnego podgrodzia nie byli w stanie pomóc, mimo szczerych chęci. Za grupą towarzyszącą rodzinie zmarłego stało w zadumie kilkudziesięciu Bosmerów i Bosmerek, w tym lider miejscowych elfów, Darelion wraz z żoną i córką. Być może to właśnie jego obecność w tym miejscu zachęciła do przyjścia innych. Stawił się też Sabjorn, w którego domu Siwy dokonał swego żywota.

Endoriil ledwo pamiętał, jak to jest mieć ojca i matkę. Stracił ich, gdy miał ledwie kilka lat i jedyne, co mu po nich zostało, to mgliste wspomnienia, migawki bez ładu i składu. W Woodmer mówiono, że zginęli tak, jak przystało na Bosmerów, w lesie, w trakcie polowania. W tamtym okresie w puszczach Valen roiło się od niebezpiecznych stworzeń. Rodzice Endoriila wyszli na zwyczajne łowy, ale nigdy nie wrócili. Kilka dni potem patrol myśliwych, prowadzony przez młodego wtedy Halena, natrafił na zmasakrowane ciało mężczyzny. Zidentyfikowano go jako ojca Endoriila. Zwłok matki nigdy nie odnaleziono, co nie dziwiło  doświadczonych myśliwych. Wielkie drapieżniki, grasujące po Valen na samej granicy Frangeldu, dysponowały dostatecznie dużą siłą, by przenosić ciała swoich ofiar.

Dlatego elf starał się zrozumieć ból swoich towarzyszy - Adana i Wesleya - ale nie do końca potrafił. Wiedział jedno. Gdy przysypywano ciało ich ojca chłodną ziemią Skyrim, widział w nich to samo, co sam poczuł, gdy leżał w rowie na granicy Frangeldu oraz gdy pił do nieprzytomności w karczmach Cesarstwa. Stracili jedyny fundament swojego życia. Od tej pory nikt nie da im instrukcji, jak żyć. Nikt nie będzie ich bezkrytycznie, po ojcowsku kochał i nikt nie da im niczego za darmo. W pewnym sensie, wraz ze śmiercią ojca otrzymali nieograniczoną wolność, ale stracili też jedyny stały punkt swojego życia, swoistą latarnię, która wyznaczała im drogę i uczyła wartości. Wskazywała stały ląd. Endoriil był pewien, że w tej chwili nie mają absolutnie żadnego pojęcia, co zrobić ze swoim życiem, że czują się jak rybacy w skromnej łódce, którzy znaleźli się na wielkim morzu podczas sztormu. A latarnia, jedyny punkt dający nadzieję i pokazujący słuszny kierunek, zgasła... Sam czuł, że znalazł motywację - bosmerskie podgrodzie i gromadę rodaków, którzy potrzebowali pomocy. Pamiętał rozmowę z Adanem na granicy Skyrim i Cesarstwa i słowa mężczyzny, że nie ma dla nich miejsca na świecie. Szli tam, gdzie prowadził ich ojciec, a teraz go zabrakło.
- Co teraz? - wyszeptał Wesley przez łzy. - Co teraz?
Adan nie odpowiedział. Położył tylko dłoń na ramieniu brata i zaszlochał. Żona Dareliona, Ellena, uniosła wysoko głowę, zamknąwszy oczy. Zaczęła śpiewać starą, bosmerską pieśń. Głos miała miękki, lecz donośny.

Odchodzi od nas
W wieczny czas
Do przodków swych
Pośród nich
Odnajdzie spokój
I wieczne życie
Na każdym kroku
W pamięci naszej
Odchodzi od nas
W wieczny czas

Ostatnie słowa wybrzmiały głosem kilkudziesięciu Bosmerów, a pieśń niosła się echem po równinie. Wartownicy z murów miejskich przyglądali się z ciekawością.

KONIEC ODCINKA DWUNASTEGO

SPIS TREŚCI  <--- odsyłacze do wszystkich odcinków

6 komentarzy:

  1. Świetny blog czekam na więcej :) zapraszam również na mojego bloga z opowiadaniem. Co prawda dopiero zaczynam, ale mam nadzieję że się spodoba :) abizgabi.blogspot.com .

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle z tych pochłaniających :)

    No, tu to już w ogóle czułam się tak, jakbym tam stała gdzieś z boku i to wszystko widziała. Te kanały tak opisane, że łatwo dało się je poczuć, podobnie z włamaniem do banku (i to zdziwienie "to oni mieli banki?" wina współczesności i wizja przeszklonych gmachów, jakby dzisiejsze czasy ukradły słowo "bank" ;) ale to tylko na początku, bo przecież dawniej też istniały i ty jeden z nich świetnie opisałeś :)).
    Elfikowi spełniło się życzenie, ma posłuch u zwierząt :) I jaki on wielkoduszny; tylko ten Darelion, kurczę. (to jest ta myśl: "Musiałeś, co? Musiałeś?" ;p) Z drugiej strony ten zakrwawiony sztylet brzmi dość tajemniczo, a i Darelion taki zamyślony (nad psem by tak rozmyślał?), że sobie wyobraziłam scenkę, w której, po omdleniu Endoriilka, do pokoju wchodzi nagle właściciel budynku, wszczyna alarm (sam zaś trzyma w łapkach broń) i dalej, huzia na Józia. I wtedy Darelionek w ramach obrony własnej i cudzej musi osobnika potraktować sztyletem, stąd późniejsza krew. Albo właściciel - menda nad mendami, żeby nie mieć na sumieniu dobrego człowieka ;p
    Kochany Ri :)) Tęskniło się za nim, nie ma co!
    Niemal dało się wyczuć perfumy od tego szala ;) Ładna scena, obrazowo ukazująca uczucia elfa :)
    I ten szal, jak wstążka od damy serca dla jej rycerza :)
    Nazwa gospody świetna :D
    Scena przy piwie radosna i optymistyczna. Weszła lekko po poprzednich, dodając otuchy.
    No a potem to już smutno :( Największe zaskoczenie, śmierć jednego z bohaterów. Szkoda poczciwego Siwego; i szkoda jego synów. Opisy smutne, dołujące i piękne zarazem.
    A to: "Gdy przysypywano ciało ich ojca chłodną ziemią" jest tym najgorszym elementem pogrzebów, bo odbiera widok zmarłego, jakieś poczucie kontaktu i ostatnią nadzieję. Ta ziemia zawsze mi się kojarzyła z czymś, co zrywa niewidzialne więzi między ciałem zmarłego a żywymi. I ziemia, jak taki ciężar duszący to ciało (jak dobrze, że duszy nie może już przygnieść). I nawiązanie do Endoriila, jego odczuć i historii rodziców, to też wspaniale wyszło :) Zmasakrowane zwłoki, bardzo sugestywny obraz. (przez te różne filmy naszła mnie myśl, że może oni żyją, a ktoś się pomylił, w końcu zwłoki takie zmasakrowane... ten Halen - wiem, uczepiłam się go ;D - znów taki podejrzany; jakby sam maczał w tym swoje elfie paluchy: specjalnie źle zidentyfikował albo sam zabił. W każdym razie ta obecność Halena wywołuje dziwne przeczucia, mimo że on wtedy, zdaje się, był jeszcze dobry.)
    Miło, że tylu go pożegnało na ostatniej drodze :) Pieśń idealna do nastroju, piękna, surowa, z tlącą się nadzieją i wiarą :) kompozycja ładnie "zatacza koło". Strukturą i nastrojem przypomina mi tę: https://www.youtube.com/watch?v=jjlxzXO1L1M Często słucham, stąd natychmiastowe skojarzenie (to chyba jeszcze nie jest nekromania? ;p)
    Ostatnie zdanie jest pokrzepiające i zwyczajnie ładne. Kocham chóry, sama wizja jest miła, kiedy widać te tłumy i słychać potężną siłę głosów :)
    Cudo ci wyszło :)

    Idę płakać po Siwym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowita jesteś. Dokładnie o tę pieśń mi chodziło. Mniej więcej pod jej rytm pisałem słowa ;) .Naprawdę niesamowita sprawa, że z tym skojarzyłaś. I ja tez tego często słucham i nie mam pojęcia, jakim cudem nie było tego w podstawowej wersji filmu. Jest w tym tak wiele uczuć, że po prostu być musiało, a nie ma :P
      Zauważyłem, że o Endoriilu niewiele powiedziałem tak naprawdę do tej pory, więc postanowiłem przybliżyć historię jego rodziców. Będzie jeszcze o nich więcej za jakiś czas. Może czytelnik bardziej się przywiąże do elfa.
      Dziękuję za opinię!

      Usuń
    2. Hah, no proszę :D Zawsze się bałam, że mi słoń na uszy nadepnął itd.
      To jest PJ, jego nie ogarniesz ;) Jedne z najlepszych scen wywalił, a wystarczyło skrócić sceny z Arwen czy coś. Piękny ten głos Mirandy, piękny. I elf z krasnoludem na pogrzebie; te kinowe wersje są strasznie ubogie, że im nie głupio za te bilety brać ;)
      Do elfa da się przywiązać już po samych jego czynach i słowach :) Ale dodatkowe historie to zawsze kolejny smaczek :))

      Usuń
  3. Endoriil dostrzegł, że sztylet przy jego pasie był zakrwawiony.
    Wiem, że miało być dramatycznie, ale ja na miejscu Dareliona wytarła sztylet o futro, a nie czekała, aż krew zaschnie.

    Chwilę potem przyłożył do nosa i westchnął
    W tym miejscu zabrakło kropeczki na końcu zdania c:

    Ri nie lubił kłamać, a jeśli już to dla własnej korzyści.
    Podoba mi się ten tekst. Zabawny akcent.

    Zwłok matki nigdy nie odnaleziono, co nie dziwiło doświadczonych myśliwych.
    Coś czuję, że przeżyła. Takich wskazówek się nie lekceważy.

    Endoriil miał kilka lat, kiedy młody Halen znalazł martwe ciało jego ojca. W sumie spora różnica wieku musi być między przyjaciółmi. Strzelam na 20-30 lat, jako że elfy żyją dłużej, to i dłużej pewnie są uważane za młode.

    Stracili jedyny fundament swojego życia. Od tej pory nikt nie da im instrukcji, jak żyć. (...) Endoriil był pewien, że w tej chwili nie mają absolutnie żadnego pojęcia, co zrobić ze swoim życiem
    Myślałam, że Adan i Wesley są już dorosłymi mężczyznami, a przede wszystkim bardziej samodzielnymi.

    Dość czytania na dzisiaj, bo coraz krótsze komentarze mi wychodzą ;3

    OdpowiedzUsuń